W Pogelindach stała się katastrofa:
starą służebnicę Magdalenę pobódł byk rozjuszony dzierżawców
i przez kilka tygodni musi leżeć w łóżku. Na ten czas choroby
Pani Joanna wzięła do pomocy kilkunastoletnią dziewczynkę, której
opiece nie można zaufać całą gospodarkę domową i gotowanie
obiadów Panu Antoniemu. Więc Pani Joanna musiała powrócić do
Pogelind i Bronka pozostała bez opieki mamusinej. Wielka w tym była
troska Pani Joannie. Trudna rada! Nie mogła pełnoletnią córkę
zmuszać, żeby przerwała sobie sezon i powracała z matką do domu.
Radziła Bronce żeby „dla przyzwoitości” przeniosła się z
Domku Mickiewicza do siostry przyrodniej, Pani Wandy, zamieszkałej o
kilka domów dalej. Na swoje mieszkanie zaraz znalazłaby letników,
którzy daliby dobre „odstępne”. Bronka i słuchać nie chce o
takich przenosinach. „Nie ma głupich!” - odpowiedziała. Takie
potulne, idyllistyczne mieszkanko miałaby zamienić na kącik u
siostry, gdzie dwoje dzieci – siostrzeniec i siostrzenica mąciliby
jej spokój, a kpiarz złośliwy, szwagier robiły docinki ciągłe
tak, jak on to lubi. Niech Mamusia chociaż raz zrozumie, że ona
jest pełnoletnia i jak najlepiej potrafi opiekować się sobą sama.
A Mamusia stale uważa ją za małą dziewczynkę. W jej latach tyle
cór ziemiańskich lub zamożniejszych mieszczanek wyjechała na
studia zagranicą bez żadnej opieki zgoła. A ją matka obawia się
zostawić jedną w Połądze, 23 km od siebie – to skandal! Mamusia
ją wprost kompromituje takim brakiem zaufania w jej charakter i
rozsądek. Mamusia tłumaczyła z powagą:
- Gdybyś ty była taką jak Wanda, czy
Marylka, tobym i w Paryżu nie lękała się o ciebie. Ale taki
trzpiot jak ty!... Amatorka wrażeń i awanturników...A wiesz co
grozi pannom jeżeli stracą cnotę? Po pierwszej nocy poślubnej mąż
ma prawo rzucić i zażądać rozwodu!! Była raz pod Telszami taka
skandaliczna historia z jedną ziemiańską córką. I cóż...Musiała
opuścić Litwę. Wyjechała aż do Ameryki, bo wśród tutejszych
była napiętnowana.
Bronka ze zwykłą sobie szczerością
i humorem zapewniła Mamusię, że o jej „cnotę” może być
całkiem spokojna, „nawet Gajżułłdowi bez ślubu nigdy by nie
oddała.” Więc poczciwa Mamusia przeżegnała córkę i jej
mieszkanie kilku znakami krzyża i z rezygnacją wyjechała do swojej
gospodarki i męża.
Jednakże ta tak pożądana swoboda
całkowita nie naprawia melancholijnego nastroju Bronki. Co jej z
tego! Po tym pamiętnym balu w Juracie Gajżułłd zaprzestał jej
towarzyszyć, a nowi asystenci nie interesowali ją zgoła.
Teraz siedzi smutna w kwiatowym
zachowanku, na ławeczce opartej o południową ścianę Domku
Mickiewicza. Szpalery drzew, krzewy wonne i kwiaty zasłaniają
zupełnie ją od oczu ciekawych. Ma przy sobie książkę ciekawą,
lecz czytać nie może, przeszkadzają myśli, smutek i
niezadowolenie z życia. Korzystając z chwil samotności dała
dumaniom swoim folgę, bo tak mało we dnie bywa sama, stale
towarzystwo przy niej Jadzi (która teraz i na stołowanie do nich z
kurhauzu przeszła ze względu na ekonomię) lub oficerów. Teraz
Jadzia pojechała z jakąś damą znajomą do Kłajpedy, żeby kupić
nową suknię na zapowiadający się bal w sanatorium oficerskim,
gdzie nawet Prezydent Stulginskis i Premier Gałwanauskas mają
uczestniczyć. Właśnie dla tych głównych przedstawicieli
Ministerstwa ten bal oficerowie organizują. Drzwi od wejścia
frontowego Bronka zamknęła na klucz, a sama tu się skryła wśród
kwiatów ogródkowych i za wysokim żywopłotem spirei i innych
wonnych, bujnych krzewów kwiecistych.
Siedzi Bronka w kwiatach z głową
opartą sennie o szarą ścianę domku i duma. Nie ma innego kierunku
swoim myślom, tylko o Nim...
Dlaczego On ją tak dręczy, nie
przychodzi, nie odwiedza? A wie jak jego towarzystwo jej pożądane!
Spotkali się znowu na balu i tylko parę tańców z nią
przetańczył, asystując po kolei kilku kobietom: Amerykankom,
Sędzinie, Racheli. Żeby nie zdradziłaby się przed nim z uczuciem
swoim, nie dała się jemu całować i hołubić, nie byłoby w jej
istocie takich przeżyć, żalu upokorzenia.
Plótł, że „nie chce ją mieć na
sumieniu” - dudki! Ona nie taka frajerka, jak damy kowieńskie,
które ma na swoje skinienie. Nie! Nie! Mogłaby się całować całą
noc, ale „cnoty” nie odda. Nigdy!!
Bronka nawet zrozumieć nie może
takich panien, które mając z domu kulturę, kierunek i wychowanie
inteligentne mogą mężczyźnie się oddać jak pierwsza lepsza z
ulicy – fe! Ohyda! Co innego całować się, pohołubić, na to
można sobie pozwolić z kochanym chłopakiem, lecz „cnota”
powinna należeć tylko mężowi. Jedna jej koleżanka z domu
artystycznego stała się matką nielegalną. Zwierzyła się przed
Bronką, że mężczyzna doprowadził ją do tego pocałunkami.
Jakież to mogą być pocałunki
odbierające trzeźwość i panowanie woli?? Ona kłamała przed
Gajżułłdem, że nie całowała się ze swymi narzeczonymi. Miała
ich pięciu i z każdym po trochę pozwoliła sobie na pocałunki.
Owszem, to przyjemna bardzo zabawa te
pieszczoty z pocałunkami drugiej płci. Lecz żadnego z nich
pocałunki nie odurzały ją do nieprzytomności. Nawet specjalnego
nie czuła upojenia.
I zastanawiała się nieraz – co
właściwie te pocałunki dają, że mają być, rozkoszą,
niebezpieczeństwem wielkim dla niewinności, pożądaniem itd. Ona
nawet szczególnej rozkoszy nie wyczuwała w tych pocałunkach.
Przecież i Gajżułłd ją pocałował wtedy...w przerwie
tańców...za tą egzotyczną rośliną, na kanapie...I na
przechadzce, po tej serenadzie, którą z własnej improwizacji mu
zaśpiewała. Jego pocałunek był przemiły: taki przeciągły,
gorący, mocny, na piersi swojej ramionami zamknął jej talię, a
udami objął namiętnie jej biodra. To był najrozkoszniejszy ze
wszystkich pocałunków jakich kiedykolwiek zaznała, ale nie taki
żeby się mogła zatracić i oddać się jemu jak żona mężowi.
Może dlatego, że ten pocałunek był
nie powtórzony, więc nie rozbudził zmysły? No, ale z tymi
narzeczonymi...? Nawet smaku teraz przypomnieć nie może, takie były
błahe. A przecież ci narzeczeni nie byli jakimiś straszydłami
narzuconymi. Przeciwnie, sama ich sobie wybierała – bez przymusu –
z wolnej woli.
Pierwszy to był 20-letni student
medycyny, nazywał się Dominik, wysoki, wysmukły, złotowłosy, z
szaro-szafirowemi oczyma i dużym orlim nosem, ładnie śpiewał,
grał na mandolinie i tak ją kochał! Ich miłość to była poezja
sielska, wśród tych malowniczych okolic Pogelind, pól, łąk,
gajów, lasów i wód. Potajemnie dali słowo sobie, gdyż on
chłopskim był synem i biednym chłopakiem, którego kształcił
stryj – ksiądz, przytem nazwisko miał chłopskie litewskie z
końcówką na is, ojciec Bronki nigdyby nie pozwolił wyjść za
niego zamąż, marząc o zięciu Polaku- szlachcicu dla swojej
jedynaczki ukochanej. A i ona sama nie miała chęci zostać żoną
Dominika, tylko chciała się pobawić w miłość i narzeczeństwo.
Marzeniem jej było mieć męża legionistę polskiego, bo to był
rok 1918-1919, gdy Ojczyzna nasza zrzuciła kajdany niewoli i
powstawała pierwsza polska armija, bohaterskie legiony. Pośród
naszego narodu było wtedy nadzwyczajne napięcie patriotyczne,
entuziazm szczytowy. Ten zapał bohaterski dla wolnej ojczyzny
ogarniał wszystkie warstwy społeczne i klasowe. O upragnioną
wolność Polski walczył wiejski lud chłopski, walczyli
mieszczanie- inteligencja i robotnicy, walczyła szlachta zagrodowa,
ziemiaństwo i arystokracja.
„Polska wolna! Polska wolna!” - Tym
okrzykiem szczęścia najwyższego wołała cała istota naszego
narodu.
I w Litwie młodzież polska opuszczała
swoje rodziny, majątki i kochanki uciekając do Polski pod oręż
naszych legionów. Taki sam entuziazm patriotyczny był i w sercu
Bronki. Układała wiersze i pieśni o wolnej Polsce. Miała wtedy 17
lat i razem z koleżanką swoją Tuńką Wojtkiewiczówną
przygotowały się zwiać przez zieloną granicę i wstąpić do
dywizji legionistek polskich w Wilnie. W tę noc która miała byćostatnią nocą w jej domu rodzinnym - zachorował poważnie ojciec Bronki na ataki wątrobowe. Bronka bardzo kochała ojca, a będąc i przez niego umiłowaną jedynaczką, zrozumiała, że taka jej awantura zabiłaby go, wobec tego pozostała przy rodzicach. Natomiast wymogła od rodziców, żeby odbyć podróż do Polski, powitać zmartwychwstałą Ojczyznę, zobaczyć polskie wojsko i to nowe życie wyzwolonego narodu naszego.
Papo i Mamusia dogodzili żądaniom jedynaczki i w początkach 1920 roku korzystając z okupacji francuskiej nad Kłapedą, pojechali wszyscy troje cichaczem przez Prusy Wschodnie. Jechać bezpośrednio przez granicę polsko-litewską było przez władzę litewską zabronione, ze względu na ostry konflikt Litwy z Polską, który zaczął się jednocześnie ze zdobyciem niepodległości obu tych krajów. Polska chciała powrotu unii, a Litwa wolała całkowitą niepodległość. Wtedy przyczyny główne zatargów były część Suwalszczyzny i Wilno, które Litwa uważała za etnograficzne ziemie swoje. Natomiast Polska z powodu że na tych ziemiach wielki procent przeważała ludność polskiego narodu - nie uważała za rację koło miliona Polaków podarować Litwinom.
Gdy przejechali w Lipówku pruską granicę, Bronka zobaczyła w Raczkach pierwszych oficerów polskich: w ładnych mundurach, w konfederatkach, z pięknymi wąsami. Bronką zainteresował się bardzo komendant pogranicznej straży, pan Mieczysław. Złożył wizytę w Suwałkach, gdzie Bronka z rodzicami zatrzymali się na parę tygodni, bo Pani Joanna miała tam dom własny, który oddała starszej córce pierwszego małżeństwa. I wizytował stale, gdy miał wolne od dyżurów dni. Nie był gustem Bronki. Ona lubiła wysokich, wysmukłych, o podłużnych twarzach i matowym kolorycie. A Pan Mieczysław był typ szlachcica kresowego: pleczysty, rumiany, z okrągłą twarzą, główna ozdoba jego były wspaniałe ciemne wąsy i błękitne oczy. Był już w tym wieku kiedy mężczyzna tęskni do życia małżeńskiego, miał 32 lata. Śliczna 18-letnia Bronka bardzo mu się podobała, a gdy dowiedział się z ust wiarygodnych, że to i dziedziczka w przyszłości, nie tracąc czasu oświadczył się przy szóstej wizycie o jej rękę, bo ta kokietka dawała mu pozory też wielkiej sympatji. Bronka bez namysłu zamieniła narzeczonego, biednego studenta-Litwina na polskiego oficera wyższej rangi.
Z tym zaręczyny odbyły się oficjalnie, przy błogosławieństwie obojga rodziców. Bronka przedewszystkim uczuła triumf, że w przeciągu parutygodniowego pobytu w Polsce zdobyła kandydata na męża w osobie polskiego komendanta. Chciała nawet od razu wziąć ślub nie zwlekając, lecz ojciec nie zgodził się na takie nagłe rozstanie z jedynaczką, przeznaczyli termin do jesieni.
Z Suwałk wracali do Litwy przez Grodno i Wilno. W Wilnie zatrzymali się u ciotecznej siostry Pana Antoniego, cioci Bogusławy, mającej posiadłość ziemską koło Święcian i kamienicę własną przy ulicy Mickiewicza. Ta można pani przeżywała tragedię: syn jedynak, kapitan ułanów zakochał się w aktorce z teatru wileńskiego. Chociaż miał serce zajęte aktorką, podobała mu się bardzo kuzyneczka z Żemaitiji. Na towarzyszenie jej poświęcał wszystkie wolne chwile. Pani Bogusława łudziła się, że Bronka jako młodsza i ładniejsza odbija afekt syna od aktorki i tej nadziei chwyciła się jak tonący brzytwy. Wobec tego namówiła kuzyna, żeby zostawili u niej Bronkę na kilka miesięcy, obiecując opiekować się nią tak, jak "rodzoną córką". Taka propozycja dziewczęciu uśmiechała się bardzo. U ciotki był kwaterunek oficerski, ogromny salon, wielki ruch towarzyski. Gdy Bronka pozostała a rodzice jej odjechali, kuzynek przestał uważać ją za gościa i powrócił do aktorki. A Bronka zapoznała się z młodym porucznikiem ułanów, który kwaterował u ciotki. Zapędził się w niej straszliwie od pierwszego spotkania. On więcej był w jej guście, jak Pan Mieczysław: młodszy, żywszy, zalotniejszy, elegantszy. Gdy po jego wyznaniu miłości Bronka przyznała się, że jest zaręczona z innym, on wpadł w szał, powiedział, że nie odda ją nigdy żadnemu mężczyźnie "po moim trupie" - było kategoryczne jego zastrzeżenie. I stało się tak że przysiągł jej wierność w Ostrobramie, wziął od biskupstwa indult z terminem ślubu na dzień św. Jóżefa (teraz był wielki post). Tak jak przed paru miesiącami Bronka napisała zerwalny list do studenta Dominika, donosząc o zaręczynach swoich z komendantem polskiej straży pogranicznej, teraz oznajmiła listownie o nowym narzeczonym swoim pana Mieczysława.
Tymczasem zaostrzyła się linia bojowa na wschodzie. I trzeci narzeczony Bronki niespodzianie wysłany został na front, a przy pierwszej walnej bitwie pod Mińskiem poległ na wieki.
Do tego trzeciego narzeczonego nie czuła też Bronka gorętszych uczuć, podobał się jej więcej od komendanta, a mniej od studenta Dominika. Gdy powróciła do Pogelind, chciała odnowić przyjaźń z tym najpierwszym, lecz on dumnie usunął się raz na zawsze,. nie mogąc przebaczyć zdrady i krzywdy szczerych swoich uczuć, a uraza Litwina jest głęboka. Rzucił medycynę i wstąpił do szkoły oficerskiej, jako zdolny i solidny awansował szybko.
Czwarty narzeczony - ów Henryk, którego wypominał Papo i wzmiankowała ciocia Fruzia - na razie z tych narzeczonych zrobił na Bronce wrażenie największe. Jej gust: wysoki brunet o wspaniałych czarnych oczach, namiętny, awanturnik. Potem przypatrzyła się, że włosy miał szczotkowate, króciutko ostrzyżone, zagrożone łysiną, czoło zaniskie, nos niekształtny, w górnym rzędzie brakowało dwóch zębów, głos przepity, brak wymowy i dowcipu, przy tem za stary dla niej: ona miała lat 19 a on 30 kilka.
Piąty narzeczony był ów Raczysław: wysmukły, subtelny, z miłą i rasową twarzą zdradzającą "błękitną krew", z temperamentem, rozmowny, dowcipny, świetny tancerz. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, gdy w Kretyndze z okna swego mieszkania zobaczył ją przejeżdżającą konno.
Młody to był chłopak, z ziemiańskiej rodziny, odbywał służbę wojskową jako urzędnik-buchalter w intendenturze. Oszalał za tą dziewczyną. Raz na balu gdy był gazem, publicznie rzucił się przed nią na kolana mówiąc: "Kochaj mnie! Miłość twoja lub śmierć moja!" No i wbrew ostrzegawczemu rozsądkowi i przestrogom przyjaciół zaręczyła się z nim. Był to młodzian rozpieszczony bardzo przez mamusię-wdowę, wyuzdany, lekkoduch. Raptem zachorował. Zamiast w wojskowym szpitalu litewskim leczył się w Kłajpedzie w szpitalu niemieckim. To choroba ogłoszoną była jako ciężkie zapalenie płuc. Potem okazało się, że to "wenerka". Wówczas Bronka miała pretekst do zerwania z nim.
Tak dumając samotnie Bronka przebiegała myślami tych wszystkich pięciu narzeczonych. Żadnego chyba z nich nie kochała, wobec Gajżułłda byli oni dla niej jak gwiazdy wobec słońca. Jednak oni kochali Bronkę. Każdy z nich miał w uczuciach swoich cel, aby ją posiąść jako małżonkę. A Gajżułłd?...
Nie chce być jej mężem, ani kochankiem, ani towarzyszem. A mówi, że jest jej przyjacielem, że ją ceni, że bardzo mu się podoba, kazał nazywać się z nim na "ty" itd.
Co on właściwie myśli? Czego chce? Gra z nią w jakąś ciuciubabkę... Coraz Bronce smutniej. Coraz większe ogarnia ją przygnębienie. Chyba nigdy nie czuła się taką nieszczęśliwą jak teraz.
Hej! Dzieweczko moja miła!
Gdzie-żeś ty jest, gdzie?
Czemuś się ode mnie skryła?
Serce woła cię!...
Zaśpiewał niski i miękki znajomy baryton. Wśród powodzi kwiatów pod szpalerem starych drzew stał Gajżułłd i wyciągał na powitanie ramiona. Radość Bronki trudno wyrazić mnie piórem. Wzruszenie przez chwilę uwięziło słowa w jej gardle. Jej twarz promieniała jak jutrzenka.
- Czarujący twój zachowanek, Broneczko. - Mówił on siadając obok dziewczęcia. - Tu tylko we dwoje pieścić się i gruchać! A ty samiuteńka kryjesz się w tych kwiatach.
- Nie chce mi towarzyszyć ten, który jest mi miły... Bez niego wolę być jedna niż z kimś obojętnym.
- Ten miły jest jakiś głuptas, że takiej ślicznotce nie chce towarzyszyć. Będę z nim dzisiaj rywalizował.
- A to żulik! - Pomyślała Bronka. - Niby on nie rozumie kto mój najmilszy.
Razem teraz siedzieli ukryci przed wzrokiem wszelkim kwiatami i zielonym żywopłotem ze spirei i innych kwiecistych i pachnących, bujnych krzewów.
Śmiał się do Bronki oczyma i zębami. Lecz pod tą wesołością Bronka zauważyła pogłębione obwódki i twarz jakby mizerniejszą i bledszą. Tkliwie odgarnęła pukle jego włosów opadające na czoło.
- Dlaczego tak przybladłeś i zmizerniałeś?-Pytała słodko.
- Za wiele się kąpię i godzinami pływam.
-Po co szkodzisz sobie?
-Lubię namiętnie morskie kąpiele tak, jak miłe i ładne dzieweczki.
Tak jak przed chwilą ona jemu, teraz on jej z czoła odsunął rozwichrzone włosy.
- Ale i ty zmizerniałaś, kochanie!
Oczywiście nie mylił się. Ona zmizerniała z udręki miłosnej, której on był przyczyną.
- Ja za mało sypiam, a za dużo myślę, tańczę i kąpię się.
- Morze ma tę właściwość, że narazie wysysa człowieka, za to potem wzmacnia i dodaje wagi.
Dzisiaj Bronka miała upragnione towarzystwo Gajżułłda powetowana za cały ten czas w którym ją tak bezlitośnie zaniedbał. Po podwieczorku, który Bronka przyszykowała z kawy, ciast i malin ze śmietanką - poszli do lasu posłuchać orkiestry. Po skończonej muzyce spacerowali nad morzem. Po przechadzce nadmorskiej Gajżułłd zaprowadził Bronkę do kurhauzu na kolację i trio Hoffmehlera, które grało od godziny 20 do 23. Tam zobaczyli Baronową z Panią Haliną, one przyszły na lody z oranżadą i posłuchać muzyki. Była też Marynia w towarzystwie tego prokuratora wojennego p. Batajtisa, Ady i jej nowego towarzysza, majora Lormana. Gdy Marynia ujrzała Gajżułłda z Bronką, przybrała lodowaty wyraz pogardy i dumy. A pani Benigna dostała gorących potów i kolki w wątrobie.
- Widzisz Halu, on stale z tą Bronką...
- Ma dobry gust - Z nieukrytą złośliwością odpowiedziała pani Halina.
Baronowa tak się oburzyła, że odbiegło od niej zwykłe opanowanie.
- I to ty Halu mówisz z taką zimną krwią - ty! Moja przyjaciółka, powiernica!! Chociaż wiesz, jak ja szaleję za tym mężczyzną, jak się dręczę, jak morduję!...
Pani Halina sama rozgoryczona i kwaśna, miała zadowolenie podobny nastrój widzieć w przyjaciółce.
- Kochana Beniu, czas nam zrozumieć, że my - kobiety mające za sobą pół wieku z czubem, nie możemy rywalizować z wiośnianą młodością. Tak samo, jak nie możemy się łudzić realizacją marzeń, iż mężczyzna, który mógłby najmłodszym być naszym synem, piękny i uwielbiany przez dziesiątki kobiet młodych - może odwzajemnić się w naszych uczuciach.
- On mówił mnie, że woli towarzystwo pań starszych, albowiem inteligentniejsze i ciekawsze, a z młodemi nie ma o czym mówić, takie to puste, banalne i nudne...
- To tylko powiedział przez grzeczność.
Pani Benigna szybko wachlowała się jedwabną chusteczką, nie mogąc ochłodzić poty i stłumić sapanie.
- Mówiłaś przedtem inaczej...
- Teraz, gdy się zastanawiam nad wszystkiem i obserwuję - zmieniłam zdanie poprzednie, bo opieram się na logice...
- Tak! Tak! To jest smutne...To okropne!!...Och! Halu! Halu! Już ja nie żądam jego serca, jego uczuć, tylko pragnę go mieć choć jedną noc...Choć godzinę!...Choć chwilę! On przychodzi na moje wino i kolacyjki, robi do mnie oczy, prawi komplimenta, a nawet nie pocałował dotychczas. Jeżeli ja go nie posiądę choć na moment, dostanę choroby nerwowej...Dostanę obłędu!...Nie wytrzymam! Halu, nie wytrzymam.
-Popróbuj kogo innego wciągnąć w galopadę swoich uczuć.
- Nikt mnie go nie zastąpi, nikt! Gorzeją wszystkie zmysły moje do niego!...
A Gajżułłd ukłonił się szarmancko obu paniom, nawet parę spojrzeń zalotnych im posłał. Bronka zauważyła to z niezadowoleniem i chciała trochę się zemścić.
- Wiesz, ploteczki krążą po całej Połądze, że ty romansujesz z tą starą baronową na którą teraz tak zerkasz. Mnie te plotki przejęły niesmakiem, bo to nisko świadczy o tobie...a ja chcę uważać ciebie za szlachetnego.
- Mój romans z baronową polega na spijaniu jej win starych i jadaniu u niej wyśmienitych kolacyjek.
- Te wina i kolacyjki mają oczywiście swój epilog...?
- No, naturalnie! Gdy butelkę wysuszymy, a talerze wypróżnimy, wtedy z życzeniami jej dobrej nocy i słodkich snów opuszczam gościnny salonik baronowej i idę sobie na nocny spacer, czy do dancingu, czy na muzykę, albo do młodych i ponętnych pań.
- Czy dla wina i kolacyjki warto narażać się na szarganie opinii?
- Ja nic sobie z wszelkich plotek nie robię. Przeciwnie, mam satysfakcję z tych gawęd, opinia Don Juana mężczyźnie pochlebia. Człowiek lękający się krytyki i obmowy jest niewolnikiem tłumu, a ja chcę być panem własnego życia, swego ja, dlatego gwiżdżę na opinię tłumów, wszystkie języki i plotki.
Gdy Gajżułłd z Bronką opuścili kurhauz, Baronowa z Panią Haliną też wyszły. Pani Benigna chciała koniecznie zobaczyć dokąd on uda się. Szły więc za nimi w pewnej odległości, żeby nie zwrócić na siebie uwagi, a ich nie stracić z oczu. Gajżułłd odprowadził Bronkę do progu jej mieszkania. Gdy podała mu rękę na dobranoc, on tę rękę ujął w obie dłonie.
- Bronko - Zapytał cicho. - Czy ty naprawdę jesteś moim przyjacielem?
- Sercem i duszą, Dżemi!!...
- A dlaczego nie proponujesz mi odpoczynku w twoim mieszkanku po takich długich naszych przechadzkach?
- No, bo...Sam chyba rozumiesz. Już północ...
On obie jej ręce przycisnął do swoich piersi, szepcząc:
- Broneczko, jeżeli sprzyjasz mnie szczerze, to ufaj mi - nie bój się! Ja mam wielkie przeżycia...Ja cierpię!...Jestem umęczony tragedią własną...Szereg nocy to udręka bezsenna moja. A ty mój żal ukoisz!...Ty mój ból uciszysz...Uczuciem swoim i pieszczotą do snu ukołyszesz. J ci krzywdy nie zrobię - przysięgam!!...Dla zadowolnienia chuci mam dziesiątki kobiet do wyboru. Mnie teraz chodzi tylko o ciepło prawdziwej przyjaźni. O bliskość twoją, najdroższa!... Z wszystkich tyś najbliższa i najmilsza dla mnie! Czy mię rozumiesz teraz?
Bronka patrzyła na niego. Patrzyła w te oczy teraz czarne jak schyłkowe niebo jesienne, a migocące jak błędne ogniki. Fala gorąca przeszła całe jej ciało: silne uczucie, pożądliwość pieszczot jego, strach i ciekawość...
- Dobrze...Chodź!... - Rzekła cicho.
Klucz zgrzytnął i znikli oboje za drzwiami.
Baronowa i Pani Halina chyba godzinę defilowały koło Domku Mickiewicza wyczekując, kiedy on wyjdzie i nie doczekały.
- Rozpustnica! Łajdaczka! - Syczała baronowa. - Muszę napisać o tym jej rodzicom.
Upadła na schodki jednego z domów letniskowych w pobliżu Domku Mickiewicza. Była bliska omdlenia.
Gajżułłd Bronce dotrzymał słowa, "cnoty" nie zabrał, honor i sumienie (a nawet dobroć serca) wstrzymywały go od tego przestępstwa. Zresztą, pieścić i całować jej przepyszne kształty - takie wiośniane, jędrne, pachnące polnymi kwiatami i żywicą (widząc jak pod jego ustami to młode śliczne dziewczę pręży się całe i wije jak wąż w paroksyźmie zmysłów) - dawała mu rozkosz większą jak akcje seksualne z innemi kobietami. Zapomniał przy niej o Maryni i świecie całym, tonąc zmysłami w tych momentach....Nie poczuli jak do pokoju tego zajrzał poranek.
Bronka tylko teraz zrozumiała to niebezpieczeństwo pieszczot męskich, doprowadzające do utraty woli i przytomności. Mężczyźni zwykle szukają rozkoszy w kobiecie dla siebie wyłącznie. Ale czasami zdarzają się tacy, którzy lubują się w dawaniu kobietom jak największą rozkosz. Tacy najzimniejsze niewiasty potrafią doprowadzić do szału. Właśnie tacy mężczyźni są pogromiciele serc i zdobywcy miłości kobiet. Do tego typu demonów miłości należał Gajżułłd.
Z tej pamiętnej Bronce nocy nawiązała się przyjaźń ich dwojga. I on teraz pragnął towarzystwa Bronki. Odwiedzał ją codziennie, najczęściej dwa razy na dobę. Chodzili na dalekie przechadzki, do dancingów, kurhauzu. Kajakiem we dwoje pływali po morzu. Czytali razem książki, śpiewali duetem przy hawajskiej gitarze, układali wzajemnie wierszyki jedno do drugiego itd. Harmonizowali do siebie zmysłami i duszą. W tym czasokresie nie było jeszcze w Połądze wspólnych kąpieli nad czym Gajżułłd szczerze ubolewał. Lecz i w tej rzeczy dali sobie radę, aby jak najwięcej czasu spędzać razem. Wybrali odległą plażę koło "Olendu Kepure" (tam gdzie po raz pierwszy dognał na koniu) i z dala od wszelkich oczu kąpali się we dwoje.
Zauważył, że Bronka interesuje się bardzo i zachwyca jego przeżyciami i komplikacją psychiczną, więc zrobił ją swoją powiernicą, wziąwszy wpierw jej solenne przyrzeczenia zachowania tajemnicy. Godzinami opowiadał jej historie swoich przeżyć, nie ukrywając stron nawet najbardziej intymnych. Ona wyczuwając tę słabość jego do zwierzeń przed nią starała się dogadzać się jak najwięcej tej słabostce, zadając mu różne pytania wchodzące w głąb istoty. Domyślała się, że jego pierwszą miłością była Pita Mill. Gdy jednego wieczoru o zmroku siedzieli na molo przytuleni do siebie, pod jednym okryci płaszczem, Bronka muskając jego krucze pukle szepnęła jak najsłodziej.
- Dżim, opowiedz mi o tej ślicznej Picie Mill.
- A skąd wiesz o Picie Mill?
- Jesteś ciekawym typem, ludzie interesują się tobą, dlatego umieją wygrzebać różne historyjki z twego życia.
Roześmiał się tym swoim takim miłym "cha cha cha" (czasami umiał chichotać po szatańsku przytłumionym, syczącym dźwiękiem).
- Tak. ludzie interesują się szczególnie moją osobą i memi przeżyciami. No, a mnie to bawi i daję im jak najwięcej tematu.
Opowiedział o Picie Mill obszernie i często ją wspominali w pogadankach swoich. To była miłość wulkaniczna 15-letniego chłopca. Uważał ją za najcudniejszą istotkę w dziewczęcej postaci. Złotowłosa, modrooka o miniaturowych rysach greckich i różanej buzi. Miłość ta choć wielka ale platoniczna. Tylko czasem popieścili się i pocałowali jak brat z siostrą, to mu dawało tyle szczęścia, upojenia. Pita nieodstępną miała opiekunkę, starą Italiankę (1), Lorenzę. Ona tę dzieweczkę strzegła jak źrenicy oka. Jego uczucia zmysłowe nie były jeszcze rozbudzone i nie czuł do niej seksualnych popędów, wystarczały jej bliskość, jej widok i te serdeczne dziecinne pieszczoty. Gdy ona umarła i on pragnął śmierci. Nie wiedział jaką śmierć wybrać: nie miał palnej broni, żeby się zastrzelić, powiesić się - wisielec ohydnie wygląda, a on z dziecinnych lat był estetą kochającym piękno, utopić się w zimie pod lodem - zbyt męczeńska śmierć. Wystawić się umyślnie pod kule, uważał za nierozsądek i nie chciał zginąć z opinią "kiep". Więc szedł w największe niebezpieczeństwa walk i wywiadów. Wśród ciągłych wrażeń bitwy i przygód przeszła w nim żądza śmierci. Wreszcie, gdy mimowolnym stał się dezerterem i mieszkał w Gajżułłach, zatopił się w książkach i marzeniach. Dwoiste utworzył sobie życie: realne i w fantazjach myśli.
Bronkę zastanawiało, dlaczego on tyle mówiąc o Gajżułłach - różnych tam swoich pomysłach, fantazjach i książkach - nie wspominał nigdy ciotkę Filipinę, chyba tylko gdy związany z jej osobą był jakiś temat. Przecież ciocia Fruzia mówiła o takim przywiązaniu jej do niego.
Spytała go raz:
- Czemu nie opowiesz mnie nigdy o ciotce Filipinie? Słyszałam, że kochała cię jak matka?
Wtedy w wyrazistych jego oczach ponury pojawił się cień.
- To ohyda...chcę ją wykreślić zupełnie z moich wspomnień...
Ciekawską Bronkę nie tak łatwo było usunąć od jakiejś tajemnicy, która ją korciła. Raz przy obopólnym spoczynku sennym i pieszczotach, owijając się czule dookoła jego szyi, prosiła z jej właściwą słodyczą i wdziękiem, żeby otworzył przed nią jako wierną przyjaciółką swoje przeżycia z ciocią Filipką. I zwierzył się szczerze...
Ta kobieta lat koło 50-ciu, najmłodsza siostra jego ojca, wpierw była mu lepszą od matki. I on - chłopak lat wówczas 16-17, oderwany przez front od całej rodziny, przywiązał się też do niej. Te uczucia w charakterze macierzyńskim trwały przeszło dwa lata. A potem zaczęła go prześladować miłością seksualną i coraz agresywniej...Różnemi sztuczkami starzejącej erotyczki dopięła wreszcie swego celu. Widocznie przez instynkt samozachowawczy wobec kazirodztwa, wówczas znienawidził swoją ciotkę.
Zorganizował "zielone garnizony" nie tylko w chęci walki, przygód i sławy - jeszcze i ten był powód od niezepsutego młodzieńca, żeby rozstać się z wszeteczną ciotką Filipką.
- Więc twój pierwszy debiut płciowy odbył się z ciotką Filipką? (Bronka nie posiadała się z oburzenia) Czy była chociaż ładna?
- Więcej niż ładna, bez przesady można było nazwać ją piękną.
- Dlaczego powziąłeś do niej taką odrazę?
- Bo wtedy miałem lat 18, a ona 48, przytem ciotka rodzona.
- Dobrześ określił to wyrazem "ohyda".
- Najczęściej młodych niewinnych chłopców wprowadzają w sprawy intymne mężatki lub starzejące łajdaczki.
- No i...potem...pojechałeś już chyba tą drogą?...
- Jeszcze nie...Za wielki był wstręt, za wielka odraza po ciotce Filipce. Po tym fakcie każda kobieta budziła we mnie pogardę i obrzydzenie. Zdawało mi się, że wszystkie są takie bezczelne i wyuzdane jak ciotka Filipka. Unikałem spotkań i rozmowy z niemi. Temperament mój wyładowywałem w partyzanckich walkach z Niemcami. Dopiero opinię i wrażenie co do kobiet poprawiło spotkanie z dziewczęciem-aniołem.
I opowiedział Bronce swoje spotkanie i romans z Marynią. Odtąd ona była mu jednym z najprzyjemniejszych tematów w pogawędce z Bronką.
Marynia wydawała się jemu dalszy ciąg Pity. Gdyby Pita żyła, miała tyle samo lat, taka sama złotowłosa z długimi warkoczami i koloru chabrów oczyma, takaż łagodna, cicha o anielskiej słodyczy.
- Dlaczego nie potrafiłeś być jej wiernym?
- Gdy rozłączono mię z Marynią, miałem 20 lat. Rozbudzone były już zmysły gorącą miłością i pierwszym romansem na podłożu silnych uczuć. Jednakże 5 miesięcy byłem jej wiernym choć na odległość. I wtedy spotkałem niepospolitą kobietę - wampira - demonkę szału i rozkoszy.
Długo musiała go Bronka prosić, żeby opowiedział szczegółowiej o tej niepospolitej kochance. Nie wymienił nazwiska ani imienia, nazywając w skrócie Gerdą. Miała ona włosy jak roztopione w purpurze złoto, oczy tygrysa, ciało Wenus medycejskiej. Amazonka, sportsmenka, dobrze grała na scenie, wykonywała tańce baletowe, ładnie śpiewała, grała na fortepianie, a przede wszystkiem miała szalony temperament. Żadna kobieta nie potrafiła dać jemu tyle rozkoszy co ona.
Na froncie w 1920 r. była z nim razem we wszelkich walkach, przy boku jego jako ordynans. Razem szabrowali w Wilnie na paskarzach. Na przykład: przebiorą się za zwykłych żołnierzy i sprzedają paskarzom wojskowe rzeczy: broń i mundury. Za jakąś godzinę zjawiał się tam sam w mundurze oficera, dokonywał rewizję, konfiskował i żądał wielkich opłat za paserstwo, które płacili w strachu przed wielką karą. Albo, gdy wyszperali, który Izraelita lub paskarz znany ma zapas mamony w banknotach czy złocie, przebierali się za maruderów i robili napady rabunkowe.
Przez podstęp Gerdy z tymi fotografiami znienawidził ją. Zerwał ten romans i stał się zawodowym donżuanem: hulał, pił, tańczył, szalał, broił różne awanturki i uwodził dziesiątki kobiet.
- Czemu taki niestały byłeś w stosunku do kobiet? Czemu nie trzymałeś się dłużej jednej kochanki, a zmieniałeś co kilka dni?
- Chcę posiadać każdą ładną kobietę, którą spotkam. Gdy posiądę, staje się dla mnie przeczytaną książką i już nie mam do niej pociągu płciowego, chce się nowej...
- Z jakiej przyczyny taka dziwna w uczuciach twych seksualnych niestałość? To coś chorobliwego!
- Nie wiem czemu taki jestem. Nie mogę trafić na kobietę, która by zainteresowała mię głębiej intelektualizmem swoim i zarazem nie rozczarowała ciałem. W każdej odkrywam jakieś ujemne strony - duchowe lub fizyczne, albo te braki oba razem, to zraża mię seksualnie. Nie mogę spotkać kobietę, którą mógłbym pokochać jak Marynię, ani takiej która dawałaby tyle rozkoszy jak Gerda.
- Czemu zerwałeś z Gerdą, jeżeli ona tobie taka rozkoszna?
- Nie zerwałem ostatecznie. Spotykamy się co jakiś okres czasu, wtedy romansujemy nie dłużej jak kilka godzin.
- Dlaczego taki dziwny ułożyłeś z nią stosunek?
- Bo nienawidzę...
- To czemu zupełnie z nią nie zrywasz?
- Pożądam jej ciała, jej pieszczot...W rozkoszy seksualnej niezastąpiona jest przez żadną inną kobietę. W każdej nowej kochance szukam - czy nie znajdę rozkoszy tej, co w niej. Na próżno!... Rozkosz 25 kobiet oddałbym za jedną Gerdę...
- Nie rozumiem zupełnie takiej komplikacji, żeby nienawidzić i kochać.
- Nienawidzić i kochać nie można, ale może wytworzyć się nienawiść połączona z żądzą.
- A ona - ta Gerda, jak się odnosi do ciebie?
- Szaleje za mną, na kolanach się czołga, stopy całuje...Jest moją sługą, moją niewolnicą, moim psem...Żeby zdobyć choć na godzinę, choć na chwilę moje zmysły, nie cofnęłaby się nawet przed zbrodnią. A gdybym ja się usunął od niej całkiem, toby mię zamordowała.
- A jak ona reaguje na twoje zdrady?
- Skowycze z bólu i udręki, ale mi nie przeszkadza. Wie o tym, gdyby zrobiła mnie jaką hecę, tobym sprał ją do krwi i straciłaby na zawsze te tak pożądane dla niej ze mną chwilki...
- Znowu nie rozumiem ciebie zgoła ani tej Gerdy: pragniesz ją, pożądasz, przyznajesz ją jako najrozkoszniejszą tobie ze wszystkich kobiet, 25 kochanek oddałbyś za nią jedną, a dręczysz tę kobietę i siebie, unikając z nią spotkań, poprzestając jeno na migawkowych chwilkach przez jakiś przeciąg czasu. Nie rozumiem!...
Roześmiał się cicho, przeciągle, tym szatańskim chichotem.
- Właśnie, takim sposobem opanowałem tę bestię piekielną. Gdybym nie miał silnej woli tak jak większość mężczyzn wobec pożądanej kobiety, to ja byłbym jej niewolnikiem, a ona tryumfatorką i sadystką. My mężczyźni jesteśmy panami ziemi i królami przyrody, filozofowie życia i mędrcami nauk, wojownicy i obrońcy ojczyzny. A wy kobiety z mózgownicą o 10 procent słabiej rozwiniętą od mózgu mężczyzny, królujecie nad nami, robicie z nas swoje ofiary i niewolników, sługami najgłupszych kaprysów, zachcianek i wykonawców nieraz absurdów waszych. Tym kobiecym narzędziem zwycięskim, waszą imperialną dyktaturą nad nami, to są nasze zmysły. Wskazują to nawet legendy biblijne: Ewa zmusiła Adama do skosztowania owocu z drzewa zakazanego, Dalila obcięła włosy niezwyciężonego Samsona, Judyta zabiła Holofernesa w jego paroksyźmie namiętności. A Goethe tak świetnie odcharakteryzował w "Fauście" zwycięstwo szatana nad mędrcem przez prostytutkę. Ja pod tym względem staram się być wyjątkiem: nie dałem się i nie dam ujarzmić żadnej kobiecie. Wolę być tyranem niż niewolnikiem. Tyran kobiecie imponuje, a gdy imponuje, to kocha go; a mężczyzna - niewolnik wzbudza w kobiecie pogardę i politowanie.
- Ja bym nigdy nie kochała mężczyznę, który w stosunku do mnie byłby tyranem.
- A niewolnika jeszcze mniej...
- Mężczyzna nie powinien być niewolnikiem ani tyranem.
- Względem takich kobiet jak ty czy Marynia, mężczyzna powinien być subtelny, żeby harmonizować z subtelnością swoich wybranek; lecz kobiety gruboskórne cenią i kochają tylko despotów i tyranów, a przede wszystkiem tyran-despota jest ideałem kobiet-demonek lub zepsutych uwielbieniem i adoracją.
Raz - słuchając jego zwierzeń z lubieżnych przeżyć Bronka powiedziała: Jednakże tyś łajdak.
- Mylisz się. Ja nie jestem łajdakiem, tylko prawdziwym mężczyzną. Wedle wskazówek ginekologicznych zdrowy z normalnym temperamentem i żywotny mężczyzna powinien dla oczyszczenia organizmu mieć dwa razy w tygodniu stosunek seksualny. I ja tej normy nie przekraczam, chyba tylko w niespodziewanie ponętnych okazjach...Mężczyźni żonaci tak często nie zadowalniają się żoną, chodzą do publicznych domów i ulicznych dziwek. Ja do publicznych domów nie uczęszczam wcale. Raz tylko z kolegami byłem przez ciekawość. Unikam prostytutek, brzydzę się wszelkich kobiet sprzedajnych lub przechodzące z rąk jednych mężczyzn do drugich. Ale kobiety nadzwyczajnie lgną do mnie. Bardzo czują się pokrzywdzone jeżeli którąś zakochaną zbędę zimną obojętnością. Każda z was woli ze mną romans choćby zakończony zdradą, niż obojętność.
W tej tak bliskiej przyjaźni oraz uwielbieniu dla Gajżułłda Bronka jednakże stała silnie na straży "wianeczka dziewiczego". On musiał na honor własny jej przysiąc, że tego "wianeczka" nie zabierze. Pomna była przestrogi matczynej i jego własnej, jakie ważne znaczenie w życiu małżeńskim ma ta "cnota panieńska". Przytem i ambicja panny z pokoleniowej inteligencji grała tu wielką rolę. Nie chciała być jedną z tych wielu, któremi ten Don Juan zadowalniał swoje potrzeby zmysłowe, a potem je rzucał z szyderskim śmiechem. Wyobrażała sobie jaki to byłby dla niej cios - wstyd, upokorzenie, gdyby on po złamaniu "prawictwa" puścił ją kantem jak pierwszą lepszą dziewuchę z bruku. Na samą myśl o tym gorący rumieniec zalewał jej twarz...Niech ją całuje, niech pieści jak chce, całe jej ciało, lecz do "wianeczka" wara i jemu, chociaż tak pożądany, najmilszy, kochany! Ale on był tu więcej stroną opanowaną. Ona tajała jak wosk w ogniu w tych płomiennych jego pieszczotach, traciła przytomność, była jak odurzona opiumem, jak pijana alkoholem i w tych momentach była całkiem bezbronna, bezsilna, zdana jedynie na łaskę jego szlachetności i mógłby w takich chwilach zrobić z nią co by chciał. Jednak hamował się nieraz całą siłą woli, miał dla niej szczerą, serdeczną przyjaźń, nie chciał zawieść jej ufności podłością, oddać za silne uczucia i przyjazne gorące serce. Przed pójściem do niej najczęściej wyładowywał się u którejś z tych trzech kobiet: sędziny Ludmiły, Racheli Tajcz lub Melanii Daugnorowej, żeby u nich zaspokoić chuć, a z Bronką zadowalniać się tylko pieszczotami i przyjacielską biesiadą. Tamte kobiety nazywał w duchu "przeczyszczającą krew miksturą" albo "tłustym obiadem zmysłów", a Bronka była "słodki deser", "winko najprzedniejsze", "pokarm duszy i serca". Gdy kiedyś zrobiła mu uwagę zazdrości, odpowiedział:
- Tobie jest górna część mojej struktury: głowa, ramiona i serce, a dla nich część moja dolna, która potrzebuje skrobanki regulującej.
Hej! Dzieweczko moja miła!
Gdzie-żeś ty jest, gdzie?
Czemuś się ode mnie skryła?
Serce woła cię!...
Zaśpiewał niski i miękki znajomy baryton. Wśród powodzi kwiatów pod szpalerem starych drzew stał Gajżułłd i wyciągał na powitanie ramiona. Radość Bronki trudno wyrazić mnie piórem. Wzruszenie przez chwilę uwięziło słowa w jej gardle. Jej twarz promieniała jak jutrzenka.
- Czarujący twój zachowanek, Broneczko. - Mówił on siadając obok dziewczęcia. - Tu tylko we dwoje pieścić się i gruchać! A ty samiuteńka kryjesz się w tych kwiatach.
- Nie chce mi towarzyszyć ten, który jest mi miły... Bez niego wolę być jedna niż z kimś obojętnym.
- Ten miły jest jakiś głuptas, że takiej ślicznotce nie chce towarzyszyć. Będę z nim dzisiaj rywalizował.
- A to żulik! - Pomyślała Bronka. - Niby on nie rozumie kto mój najmilszy.
Razem teraz siedzieli ukryci przed wzrokiem wszelkim kwiatami i zielonym żywopłotem ze spirei i innych kwiecistych i pachnących, bujnych krzewów.
Śmiał się do Bronki oczyma i zębami. Lecz pod tą wesołością Bronka zauważyła pogłębione obwódki i twarz jakby mizerniejszą i bledszą. Tkliwie odgarnęła pukle jego włosów opadające na czoło.
- Dlaczego tak przybladłeś i zmizerniałeś?-Pytała słodko.
- Za wiele się kąpię i godzinami pływam.
-Po co szkodzisz sobie?
-Lubię namiętnie morskie kąpiele tak, jak miłe i ładne dzieweczki.
Tak jak przed chwilą ona jemu, teraz on jej z czoła odsunął rozwichrzone włosy.
- Ale i ty zmizerniałaś, kochanie!
Oczywiście nie mylił się. Ona zmizerniała z udręki miłosnej, której on był przyczyną.
- Ja za mało sypiam, a za dużo myślę, tańczę i kąpię się.
- Morze ma tę właściwość, że narazie wysysa człowieka, za to potem wzmacnia i dodaje wagi.
Dzisiaj Bronka miała upragnione towarzystwo Gajżułłda powetowana za cały ten czas w którym ją tak bezlitośnie zaniedbał. Po podwieczorku, który Bronka przyszykowała z kawy, ciast i malin ze śmietanką - poszli do lasu posłuchać orkiestry. Po skończonej muzyce spacerowali nad morzem. Po przechadzce nadmorskiej Gajżułłd zaprowadził Bronkę do kurhauzu na kolację i trio Hoffmehlera, które grało od godziny 20 do 23. Tam zobaczyli Baronową z Panią Haliną, one przyszły na lody z oranżadą i posłuchać muzyki. Była też Marynia w towarzystwie tego prokuratora wojennego p. Batajtisa, Ady i jej nowego towarzysza, majora Lormana. Gdy Marynia ujrzała Gajżułłda z Bronką, przybrała lodowaty wyraz pogardy i dumy. A pani Benigna dostała gorących potów i kolki w wątrobie.
- Widzisz Halu, on stale z tą Bronką...
- Ma dobry gust - Z nieukrytą złośliwością odpowiedziała pani Halina.
Baronowa tak się oburzyła, że odbiegło od niej zwykłe opanowanie.
- I to ty Halu mówisz z taką zimną krwią - ty! Moja przyjaciółka, powiernica!! Chociaż wiesz, jak ja szaleję za tym mężczyzną, jak się dręczę, jak morduję!...
Pani Halina sama rozgoryczona i kwaśna, miała zadowolenie podobny nastrój widzieć w przyjaciółce.
- Kochana Beniu, czas nam zrozumieć, że my - kobiety mające za sobą pół wieku z czubem, nie możemy rywalizować z wiośnianą młodością. Tak samo, jak nie możemy się łudzić realizacją marzeń, iż mężczyzna, który mógłby najmłodszym być naszym synem, piękny i uwielbiany przez dziesiątki kobiet młodych - może odwzajemnić się w naszych uczuciach.
- On mówił mnie, że woli towarzystwo pań starszych, albowiem inteligentniejsze i ciekawsze, a z młodemi nie ma o czym mówić, takie to puste, banalne i nudne...
- To tylko powiedział przez grzeczność.
Pani Benigna szybko wachlowała się jedwabną chusteczką, nie mogąc ochłodzić poty i stłumić sapanie.
- Mówiłaś przedtem inaczej...
- Teraz, gdy się zastanawiam nad wszystkiem i obserwuję - zmieniłam zdanie poprzednie, bo opieram się na logice...
- Tak! Tak! To jest smutne...To okropne!!...Och! Halu! Halu! Już ja nie żądam jego serca, jego uczuć, tylko pragnę go mieć choć jedną noc...Choć godzinę!...Choć chwilę! On przychodzi na moje wino i kolacyjki, robi do mnie oczy, prawi komplimenta, a nawet nie pocałował dotychczas. Jeżeli ja go nie posiądę choć na moment, dostanę choroby nerwowej...Dostanę obłędu!...Nie wytrzymam! Halu, nie wytrzymam.
-Popróbuj kogo innego wciągnąć w galopadę swoich uczuć.
- Nikt mnie go nie zastąpi, nikt! Gorzeją wszystkie zmysły moje do niego!...
A Gajżułłd ukłonił się szarmancko obu paniom, nawet parę spojrzeń zalotnych im posłał. Bronka zauważyła to z niezadowoleniem i chciała trochę się zemścić.
- Wiesz, ploteczki krążą po całej Połądze, że ty romansujesz z tą starą baronową na którą teraz tak zerkasz. Mnie te plotki przejęły niesmakiem, bo to nisko świadczy o tobie...a ja chcę uważać ciebie za szlachetnego.
- Mój romans z baronową polega na spijaniu jej win starych i jadaniu u niej wyśmienitych kolacyjek.
- Te wina i kolacyjki mają oczywiście swój epilog...?
- No, naturalnie! Gdy butelkę wysuszymy, a talerze wypróżnimy, wtedy z życzeniami jej dobrej nocy i słodkich snów opuszczam gościnny salonik baronowej i idę sobie na nocny spacer, czy do dancingu, czy na muzykę, albo do młodych i ponętnych pań.
- Czy dla wina i kolacyjki warto narażać się na szarganie opinii?
- Ja nic sobie z wszelkich plotek nie robię. Przeciwnie, mam satysfakcję z tych gawęd, opinia Don Juana mężczyźnie pochlebia. Człowiek lękający się krytyki i obmowy jest niewolnikiem tłumu, a ja chcę być panem własnego życia, swego ja, dlatego gwiżdżę na opinię tłumów, wszystkie języki i plotki.
Gdy Gajżułłd z Bronką opuścili kurhauz, Baronowa z Panią Haliną też wyszły. Pani Benigna chciała koniecznie zobaczyć dokąd on uda się. Szły więc za nimi w pewnej odległości, żeby nie zwrócić na siebie uwagi, a ich nie stracić z oczu. Gajżułłd odprowadził Bronkę do progu jej mieszkania. Gdy podała mu rękę na dobranoc, on tę rękę ujął w obie dłonie.
- Bronko - Zapytał cicho. - Czy ty naprawdę jesteś moim przyjacielem?
- Sercem i duszą, Dżemi!!...
- A dlaczego nie proponujesz mi odpoczynku w twoim mieszkanku po takich długich naszych przechadzkach?
- No, bo...Sam chyba rozumiesz. Już północ...
On obie jej ręce przycisnął do swoich piersi, szepcząc:
- Broneczko, jeżeli sprzyjasz mnie szczerze, to ufaj mi - nie bój się! Ja mam wielkie przeżycia...Ja cierpię!...Jestem umęczony tragedią własną...Szereg nocy to udręka bezsenna moja. A ty mój żal ukoisz!...Ty mój ból uciszysz...Uczuciem swoim i pieszczotą do snu ukołyszesz. J ci krzywdy nie zrobię - przysięgam!!...Dla zadowolnienia chuci mam dziesiątki kobiet do wyboru. Mnie teraz chodzi tylko o ciepło prawdziwej przyjaźni. O bliskość twoją, najdroższa!... Z wszystkich tyś najbliższa i najmilsza dla mnie! Czy mię rozumiesz teraz?
Bronka patrzyła na niego. Patrzyła w te oczy teraz czarne jak schyłkowe niebo jesienne, a migocące jak błędne ogniki. Fala gorąca przeszła całe jej ciało: silne uczucie, pożądliwość pieszczot jego, strach i ciekawość...
- Dobrze...Chodź!... - Rzekła cicho.
Klucz zgrzytnął i znikli oboje za drzwiami.
Baronowa i Pani Halina chyba godzinę defilowały koło Domku Mickiewicza wyczekując, kiedy on wyjdzie i nie doczekały.
- Rozpustnica! Łajdaczka! - Syczała baronowa. - Muszę napisać o tym jej rodzicom.
Upadła na schodki jednego z domów letniskowych w pobliżu Domku Mickiewicza. Była bliska omdlenia.
Gajżułłd Bronce dotrzymał słowa, "cnoty" nie zabrał, honor i sumienie (a nawet dobroć serca) wstrzymywały go od tego przestępstwa. Zresztą, pieścić i całować jej przepyszne kształty - takie wiośniane, jędrne, pachnące polnymi kwiatami i żywicą (widząc jak pod jego ustami to młode śliczne dziewczę pręży się całe i wije jak wąż w paroksyźmie zmysłów) - dawała mu rozkosz większą jak akcje seksualne z innemi kobietami. Zapomniał przy niej o Maryni i świecie całym, tonąc zmysłami w tych momentach....Nie poczuli jak do pokoju tego zajrzał poranek.
Bronka tylko teraz zrozumiała to niebezpieczeństwo pieszczot męskich, doprowadzające do utraty woli i przytomności. Mężczyźni zwykle szukają rozkoszy w kobiecie dla siebie wyłącznie. Ale czasami zdarzają się tacy, którzy lubują się w dawaniu kobietom jak największą rozkosz. Tacy najzimniejsze niewiasty potrafią doprowadzić do szału. Właśnie tacy mężczyźni są pogromiciele serc i zdobywcy miłości kobiet. Do tego typu demonów miłości należał Gajżułłd.
Z tej pamiętnej Bronce nocy nawiązała się przyjaźń ich dwojga. I on teraz pragnął towarzystwa Bronki. Odwiedzał ją codziennie, najczęściej dwa razy na dobę. Chodzili na dalekie przechadzki, do dancingów, kurhauzu. Kajakiem we dwoje pływali po morzu. Czytali razem książki, śpiewali duetem przy hawajskiej gitarze, układali wzajemnie wierszyki jedno do drugiego itd. Harmonizowali do siebie zmysłami i duszą. W tym czasokresie nie było jeszcze w Połądze wspólnych kąpieli nad czym Gajżułłd szczerze ubolewał. Lecz i w tej rzeczy dali sobie radę, aby jak najwięcej czasu spędzać razem. Wybrali odległą plażę koło "Olendu Kepure" (tam gdzie po raz pierwszy dognał na koniu) i z dala od wszelkich oczu kąpali się we dwoje.
Zauważył, że Bronka interesuje się bardzo i zachwyca jego przeżyciami i komplikacją psychiczną, więc zrobił ją swoją powiernicą, wziąwszy wpierw jej solenne przyrzeczenia zachowania tajemnicy. Godzinami opowiadał jej historie swoich przeżyć, nie ukrywając stron nawet najbardziej intymnych. Ona wyczuwając tę słabość jego do zwierzeń przed nią starała się dogadzać się jak najwięcej tej słabostce, zadając mu różne pytania wchodzące w głąb istoty. Domyślała się, że jego pierwszą miłością była Pita Mill. Gdy jednego wieczoru o zmroku siedzieli na molo przytuleni do siebie, pod jednym okryci płaszczem, Bronka muskając jego krucze pukle szepnęła jak najsłodziej.
- Dżim, opowiedz mi o tej ślicznej Picie Mill.
- A skąd wiesz o Picie Mill?
- Jesteś ciekawym typem, ludzie interesują się tobą, dlatego umieją wygrzebać różne historyjki z twego życia.
Roześmiał się tym swoim takim miłym "cha cha cha" (czasami umiał chichotać po szatańsku przytłumionym, syczącym dźwiękiem).
- Tak. ludzie interesują się szczególnie moją osobą i memi przeżyciami. No, a mnie to bawi i daję im jak najwięcej tematu.
Opowiedział o Picie Mill obszernie i często ją wspominali w pogadankach swoich. To była miłość wulkaniczna 15-letniego chłopca. Uważał ją za najcudniejszą istotkę w dziewczęcej postaci. Złotowłosa, modrooka o miniaturowych rysach greckich i różanej buzi. Miłość ta choć wielka ale platoniczna. Tylko czasem popieścili się i pocałowali jak brat z siostrą, to mu dawało tyle szczęścia, upojenia. Pita nieodstępną miała opiekunkę, starą Italiankę (1), Lorenzę. Ona tę dzieweczkę strzegła jak źrenicy oka. Jego uczucia zmysłowe nie były jeszcze rozbudzone i nie czuł do niej seksualnych popędów, wystarczały jej bliskość, jej widok i te serdeczne dziecinne pieszczoty. Gdy ona umarła i on pragnął śmierci. Nie wiedział jaką śmierć wybrać: nie miał palnej broni, żeby się zastrzelić, powiesić się - wisielec ohydnie wygląda, a on z dziecinnych lat był estetą kochającym piękno, utopić się w zimie pod lodem - zbyt męczeńska śmierć. Wystawić się umyślnie pod kule, uważał za nierozsądek i nie chciał zginąć z opinią "kiep". Więc szedł w największe niebezpieczeństwa walk i wywiadów. Wśród ciągłych wrażeń bitwy i przygód przeszła w nim żądza śmierci. Wreszcie, gdy mimowolnym stał się dezerterem i mieszkał w Gajżułłach, zatopił się w książkach i marzeniach. Dwoiste utworzył sobie życie: realne i w fantazjach myśli.
Bronkę zastanawiało, dlaczego on tyle mówiąc o Gajżułłach - różnych tam swoich pomysłach, fantazjach i książkach - nie wspominał nigdy ciotkę Filipinę, chyba tylko gdy związany z jej osobą był jakiś temat. Przecież ciocia Fruzia mówiła o takim przywiązaniu jej do niego.
Spytała go raz:
- Czemu nie opowiesz mnie nigdy o ciotce Filipinie? Słyszałam, że kochała cię jak matka?
Wtedy w wyrazistych jego oczach ponury pojawił się cień.
- To ohyda...chcę ją wykreślić zupełnie z moich wspomnień...
Ciekawską Bronkę nie tak łatwo było usunąć od jakiejś tajemnicy, która ją korciła. Raz przy obopólnym spoczynku sennym i pieszczotach, owijając się czule dookoła jego szyi, prosiła z jej właściwą słodyczą i wdziękiem, żeby otworzył przed nią jako wierną przyjaciółką swoje przeżycia z ciocią Filipką. I zwierzył się szczerze...
Ta kobieta lat koło 50-ciu, najmłodsza siostra jego ojca, wpierw była mu lepszą od matki. I on - chłopak lat wówczas 16-17, oderwany przez front od całej rodziny, przywiązał się też do niej. Te uczucia w charakterze macierzyńskim trwały przeszło dwa lata. A potem zaczęła go prześladować miłością seksualną i coraz agresywniej...Różnemi sztuczkami starzejącej erotyczki dopięła wreszcie swego celu. Widocznie przez instynkt samozachowawczy wobec kazirodztwa, wówczas znienawidził swoją ciotkę.
Zorganizował "zielone garnizony" nie tylko w chęci walki, przygód i sławy - jeszcze i ten był powód od niezepsutego młodzieńca, żeby rozstać się z wszeteczną ciotką Filipką.
- Więc twój pierwszy debiut płciowy odbył się z ciotką Filipką? (Bronka nie posiadała się z oburzenia) Czy była chociaż ładna?
- Więcej niż ładna, bez przesady można było nazwać ją piękną.
- Dlaczego powziąłeś do niej taką odrazę?
- Bo wtedy miałem lat 18, a ona 48, przytem ciotka rodzona.
- Dobrześ określił to wyrazem "ohyda".
- Najczęściej młodych niewinnych chłopców wprowadzają w sprawy intymne mężatki lub starzejące łajdaczki.
- No i...potem...pojechałeś już chyba tą drogą?...
- Jeszcze nie...Za wielki był wstręt, za wielka odraza po ciotce Filipce. Po tym fakcie każda kobieta budziła we mnie pogardę i obrzydzenie. Zdawało mi się, że wszystkie są takie bezczelne i wyuzdane jak ciotka Filipka. Unikałem spotkań i rozmowy z niemi. Temperament mój wyładowywałem w partyzanckich walkach z Niemcami. Dopiero opinię i wrażenie co do kobiet poprawiło spotkanie z dziewczęciem-aniołem.
I opowiedział Bronce swoje spotkanie i romans z Marynią. Odtąd ona była mu jednym z najprzyjemniejszych tematów w pogawędce z Bronką.
Marynia wydawała się jemu dalszy ciąg Pity. Gdyby Pita żyła, miała tyle samo lat, taka sama złotowłosa z długimi warkoczami i koloru chabrów oczyma, takaż łagodna, cicha o anielskiej słodyczy.
- Dlaczego nie potrafiłeś być jej wiernym?
- Gdy rozłączono mię z Marynią, miałem 20 lat. Rozbudzone były już zmysły gorącą miłością i pierwszym romansem na podłożu silnych uczuć. Jednakże 5 miesięcy byłem jej wiernym choć na odległość. I wtedy spotkałem niepospolitą kobietę - wampira - demonkę szału i rozkoszy.
Długo musiała go Bronka prosić, żeby opowiedział szczegółowiej o tej niepospolitej kochance. Nie wymienił nazwiska ani imienia, nazywając w skrócie Gerdą. Miała ona włosy jak roztopione w purpurze złoto, oczy tygrysa, ciało Wenus medycejskiej. Amazonka, sportsmenka, dobrze grała na scenie, wykonywała tańce baletowe, ładnie śpiewała, grała na fortepianie, a przede wszystkiem miała szalony temperament. Żadna kobieta nie potrafiła dać jemu tyle rozkoszy co ona.
Na froncie w 1920 r. była z nim razem we wszelkich walkach, przy boku jego jako ordynans. Razem szabrowali w Wilnie na paskarzach. Na przykład: przebiorą się za zwykłych żołnierzy i sprzedają paskarzom wojskowe rzeczy: broń i mundury. Za jakąś godzinę zjawiał się tam sam w mundurze oficera, dokonywał rewizję, konfiskował i żądał wielkich opłat za paserstwo, które płacili w strachu przed wielką karą. Albo, gdy wyszperali, który Izraelita lub paskarz znany ma zapas mamony w banknotach czy złocie, przebierali się za maruderów i robili napady rabunkowe.
Przez podstęp Gerdy z tymi fotografiami znienawidził ją. Zerwał ten romans i stał się zawodowym donżuanem: hulał, pił, tańczył, szalał, broił różne awanturki i uwodził dziesiątki kobiet.
- Czemu taki niestały byłeś w stosunku do kobiet? Czemu nie trzymałeś się dłużej jednej kochanki, a zmieniałeś co kilka dni?
- Chcę posiadać każdą ładną kobietę, którą spotkam. Gdy posiądę, staje się dla mnie przeczytaną książką i już nie mam do niej pociągu płciowego, chce się nowej...
- Z jakiej przyczyny taka dziwna w uczuciach twych seksualnych niestałość? To coś chorobliwego!
- Nie wiem czemu taki jestem. Nie mogę trafić na kobietę, która by zainteresowała mię głębiej intelektualizmem swoim i zarazem nie rozczarowała ciałem. W każdej odkrywam jakieś ujemne strony - duchowe lub fizyczne, albo te braki oba razem, to zraża mię seksualnie. Nie mogę spotkać kobietę, którą mógłbym pokochać jak Marynię, ani takiej która dawałaby tyle rozkoszy jak Gerda.
- Czemu zerwałeś z Gerdą, jeżeli ona tobie taka rozkoszna?
- Nie zerwałem ostatecznie. Spotykamy się co jakiś okres czasu, wtedy romansujemy nie dłużej jak kilka godzin.
- Dlaczego taki dziwny ułożyłeś z nią stosunek?
- Bo nienawidzę...
- To czemu zupełnie z nią nie zrywasz?
- Pożądam jej ciała, jej pieszczot...W rozkoszy seksualnej niezastąpiona jest przez żadną inną kobietę. W każdej nowej kochance szukam - czy nie znajdę rozkoszy tej, co w niej. Na próżno!... Rozkosz 25 kobiet oddałbym za jedną Gerdę...
- Nie rozumiem zupełnie takiej komplikacji, żeby nienawidzić i kochać.
- Nienawidzić i kochać nie można, ale może wytworzyć się nienawiść połączona z żądzą.
- A ona - ta Gerda, jak się odnosi do ciebie?
- Szaleje za mną, na kolanach się czołga, stopy całuje...Jest moją sługą, moją niewolnicą, moim psem...Żeby zdobyć choć na godzinę, choć na chwilę moje zmysły, nie cofnęłaby się nawet przed zbrodnią. A gdybym ja się usunął od niej całkiem, toby mię zamordowała.
- A jak ona reaguje na twoje zdrady?
- Skowycze z bólu i udręki, ale mi nie przeszkadza. Wie o tym, gdyby zrobiła mnie jaką hecę, tobym sprał ją do krwi i straciłaby na zawsze te tak pożądane dla niej ze mną chwilki...
- Znowu nie rozumiem ciebie zgoła ani tej Gerdy: pragniesz ją, pożądasz, przyznajesz ją jako najrozkoszniejszą tobie ze wszystkich kobiet, 25 kochanek oddałbyś za nią jedną, a dręczysz tę kobietę i siebie, unikając z nią spotkań, poprzestając jeno na migawkowych chwilkach przez jakiś przeciąg czasu. Nie rozumiem!...
Roześmiał się cicho, przeciągle, tym szatańskim chichotem.
- Właśnie, takim sposobem opanowałem tę bestię piekielną. Gdybym nie miał silnej woli tak jak większość mężczyzn wobec pożądanej kobiety, to ja byłbym jej niewolnikiem, a ona tryumfatorką i sadystką. My mężczyźni jesteśmy panami ziemi i królami przyrody, filozofowie życia i mędrcami nauk, wojownicy i obrońcy ojczyzny. A wy kobiety z mózgownicą o 10 procent słabiej rozwiniętą od mózgu mężczyzny, królujecie nad nami, robicie z nas swoje ofiary i niewolników, sługami najgłupszych kaprysów, zachcianek i wykonawców nieraz absurdów waszych. Tym kobiecym narzędziem zwycięskim, waszą imperialną dyktaturą nad nami, to są nasze zmysły. Wskazują to nawet legendy biblijne: Ewa zmusiła Adama do skosztowania owocu z drzewa zakazanego, Dalila obcięła włosy niezwyciężonego Samsona, Judyta zabiła Holofernesa w jego paroksyźmie namiętności. A Goethe tak świetnie odcharakteryzował w "Fauście" zwycięstwo szatana nad mędrcem przez prostytutkę. Ja pod tym względem staram się być wyjątkiem: nie dałem się i nie dam ujarzmić żadnej kobiecie. Wolę być tyranem niż niewolnikiem. Tyran kobiecie imponuje, a gdy imponuje, to kocha go; a mężczyzna - niewolnik wzbudza w kobiecie pogardę i politowanie.
- Ja bym nigdy nie kochała mężczyznę, który w stosunku do mnie byłby tyranem.
- A niewolnika jeszcze mniej...
- Mężczyzna nie powinien być niewolnikiem ani tyranem.
- Względem takich kobiet jak ty czy Marynia, mężczyzna powinien być subtelny, żeby harmonizować z subtelnością swoich wybranek; lecz kobiety gruboskórne cenią i kochają tylko despotów i tyranów, a przede wszystkiem tyran-despota jest ideałem kobiet-demonek lub zepsutych uwielbieniem i adoracją.
Raz - słuchając jego zwierzeń z lubieżnych przeżyć Bronka powiedziała: Jednakże tyś łajdak.
- Mylisz się. Ja nie jestem łajdakiem, tylko prawdziwym mężczyzną. Wedle wskazówek ginekologicznych zdrowy z normalnym temperamentem i żywotny mężczyzna powinien dla oczyszczenia organizmu mieć dwa razy w tygodniu stosunek seksualny. I ja tej normy nie przekraczam, chyba tylko w niespodziewanie ponętnych okazjach...Mężczyźni żonaci tak często nie zadowalniają się żoną, chodzą do publicznych domów i ulicznych dziwek. Ja do publicznych domów nie uczęszczam wcale. Raz tylko z kolegami byłem przez ciekawość. Unikam prostytutek, brzydzę się wszelkich kobiet sprzedajnych lub przechodzące z rąk jednych mężczyzn do drugich. Ale kobiety nadzwyczajnie lgną do mnie. Bardzo czują się pokrzywdzone jeżeli którąś zakochaną zbędę zimną obojętnością. Każda z was woli ze mną romans choćby zakończony zdradą, niż obojętność.
W tej tak bliskiej przyjaźni oraz uwielbieniu dla Gajżułłda Bronka jednakże stała silnie na straży "wianeczka dziewiczego". On musiał na honor własny jej przysiąc, że tego "wianeczka" nie zabierze. Pomna była przestrogi matczynej i jego własnej, jakie ważne znaczenie w życiu małżeńskim ma ta "cnota panieńska". Przytem i ambicja panny z pokoleniowej inteligencji grała tu wielką rolę. Nie chciała być jedną z tych wielu, któremi ten Don Juan zadowalniał swoje potrzeby zmysłowe, a potem je rzucał z szyderskim śmiechem. Wyobrażała sobie jaki to byłby dla niej cios - wstyd, upokorzenie, gdyby on po złamaniu "prawictwa" puścił ją kantem jak pierwszą lepszą dziewuchę z bruku. Na samą myśl o tym gorący rumieniec zalewał jej twarz...Niech ją całuje, niech pieści jak chce, całe jej ciało, lecz do "wianeczka" wara i jemu, chociaż tak pożądany, najmilszy, kochany! Ale on był tu więcej stroną opanowaną. Ona tajała jak wosk w ogniu w tych płomiennych jego pieszczotach, traciła przytomność, była jak odurzona opiumem, jak pijana alkoholem i w tych momentach była całkiem bezbronna, bezsilna, zdana jedynie na łaskę jego szlachetności i mógłby w takich chwilach zrobić z nią co by chciał. Jednak hamował się nieraz całą siłą woli, miał dla niej szczerą, serdeczną przyjaźń, nie chciał zawieść jej ufności podłością, oddać za silne uczucia i przyjazne gorące serce. Przed pójściem do niej najczęściej wyładowywał się u którejś z tych trzech kobiet: sędziny Ludmiły, Racheli Tajcz lub Melanii Daugnorowej, żeby u nich zaspokoić chuć, a z Bronką zadowalniać się tylko pieszczotami i przyjacielską biesiadą. Tamte kobiety nazywał w duchu "przeczyszczającą krew miksturą" albo "tłustym obiadem zmysłów", a Bronka była "słodki deser", "winko najprzedniejsze", "pokarm duszy i serca". Gdy kiedyś zrobiła mu uwagę zazdrości, odpowiedział:
- Tobie jest górna część mojej struktury: głowa, ramiona i serce, a dla nich część moja dolna, która potrzebuje skrobanki regulującej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz