wtorek, 17 kwietnia 2012

Rozdział II Do Połągi


 Przed starym dworkiem o szarych ścianach i białych okiennicach stoi stara-stara lipa, aż pochylona ze starości. Po lipą szeroka ława biała. To ulubione miejsce doktora Antoniego. I teraz siedzi oparty o pień lipy-staruszki w swojej zielono-szarej czamarze samodziałowej i słomianym kapeluszu. Włosy i broda białe jak śnieg, a twarz poorana zmarszczkami, za to cera jeszcze rumiana i młodzieńcze zęby. Na wyciągniętych wzdłuż ławki nogach leży książka "Potop" Sienkiewicza, kilkanaście razy czytany i zawsze z tą samą przyjemnością.

 Teraz pan Antoni przerwał czytanie i zapalił bursztynową fajeczkę. Irytacja i troska na jego twarzy bo oto Bronka ukochana jedynaczka siedzi przy ojcu na tabureciku i skamle niemal ze łzami:
- Papunieczku najdroższy! Niech Papunieczek nieodmawia!... Przecież Papo widzi jakimi w Pogelindach smutne dni mego życia- żadnego towarzystwa, żadnej koleżanki, żadnej młodzieży. Jakiś tylko gryzipiórek litewski z Dorbian czy z Kretyngi i Budryczuki. Ja tu melancholię dostanę z nudów. Kończę przecież już 21 rok, czas mnie wyjść za mąż, żeby Papunieczek i Mamunieczka mieli podporę życia, a Pogelindy ratować od dzierżawców i ruiny. Jak tu plackiem będę ciągle siedzieć zostanę starą panną - fuj!! I dostanę bzika ze zgryzoty, a Pogelindy runą i Papo z Mamunią pójdą na dziady. Połąga to jedyna moja nadzieja i radość życia. I jedyne miejsce gdzie mogę znaleźć odpowiedniego męża, na miasta nie mamy przecież mamony.

 Na końcu ławki przy nogach męża siedzi Pani Joanna, mamusia Bronki, szczupła, mizerna, ze śladami minionej urody w drobnej twarzy. Przydeptane pantofle na bosych nogach, długa spódnica staroświecka i jasna luźna bluzka; uczesana jak córka w kukiełki nad uszami. Patrzy na Bronkę z frasobliwym współczuciem w dużych, niebieskich oczach. Wie jak Mężowi trudno wydostać pieniądze z trzosa, a przecież córkę "na wydaniu" nie można stale konserwować w takim zapadłym kącie jak Pogelindy.

 Po skończeniu bolesnej swojej przemowy Bronka wstała z taburecika, objęła ojca szyję i twarz jego pokryła pocałunkami. To było najtrafniejsze do zwycięstwa uporu i skąpstwa Papy.
- Papunieczku, przecież da Papo pieniądze na Połągę?! Przecież nie odmówi!?
- No dobrze, dobrze!... Dam tobie cały 1000, ale nie wierzę, panie, żebyś znalazła tam odpowiedniego sobie męża. W zeszłym roku też przebawiłaś całe lato w Połądze. Tyle kosztowało!... I jakiś skutek był z tego, panie!? Zaręczyłaś się z żonatym człowiekiem, upilcem, awanturnikiem. Tylko wstyd był potem, panie, i poniżenie godności naszego nazwiska. Ta jego żona Rosjanka przyjechała z córką z Rosji i przyjęła katolicyzm, żeby nie dopuścić męża do rozwodu.
- Jednakże złapałam tam poważnego kandydata do ręki. Przecież Henryk to "partia"; ziemianin, kapitan, prowizor. Trzy podstawy bytowe! Czyż nie?! Przy tem tak przystojny i Polak. A że ta jego żona zdążyła przyjechać z córką przed naszym ślubem i przyjęła katolicyzm, aby nie dopuścić męża do rozwodu. To już taki pech który życie moje prześladuje stale.
- Lubisz awanturników i oficerów; trafisz, panie, znowu na jakiegoś ananasa podobnego do Henryka, tylko w innej postaci.
- Właśnie - odezwała się Pani Joanna. - Lubisz "łapać wiatry" i tracisz przez to ludzi solidnych. Przecież w celu matrymonialnym asystowali tobie Andrzejewski i Montwiłł. Specjalnie przyjechali do Połągi, żeby ci się oświadczyć. A gdy zobaczyli, że jesteś zajęta tylko flirtem z oficerami, usunęli się od ciebie obaj.
- Niech ich parada!... Jabym nigdy za żadnego z nich zamąż nie poszła. Andrzejewski jak bekon tuczny. a Montwiłł z figurą ślimaka.
- Ale obaj ziemianie, z pięknej rodziny, dobrej opinii, solidni i zamożni!
- At! Mam tam biedę z nimi!
- Daugirda też "wypuszczasz z rąk", a on po swoim wuju z Ameryki otrzymał w sukcesie 25000 dolarów.
- Łysy, z twarzą okrągłą, szeroką jak księżyc w pełni, fuj!
- Księżyc najwięcej zdobi niebo wieczorne, a Daugird z twarzą księżyca byłby ozdobą życia naszego ze swymi dolarami. Czy ty rozumiesz co to jest dziś 25000 dolarów, wrono malowana!? Za czasów carskich był to wielki kapitał, a cóż mówić dzisiaj! Takie Pogelindy jak nasze on cztery mógłby kupić. Szczęście niezwykłe samo do ciebie idzie w ręce, a ty takie szczęście depczesz!
- Proszę cię, Joasiu - wybór męża zostaw Broni samej. W takich sprawach - uważasz pan - nie może być przymusów, ani namowy, bo to jest zbyt poważna sprawa w życiu każdej dziewczyny. W razie tragedii małżeńskiej byłby - panie - największy żal do rodziców.
- Właśnie w takich ważnych sprawach muszą przedewszystkim kierować rodzice, bo młode "wiatrem podszyte" nie idą za rozsądkiem lecz powodują się impulsem swoich uczuć, a serce macierzyńskie przeczuwa gdzie szczęście a gdzie klęska dzieci.

 Bronia widząc, że Mamunia wsiadła na swego konika, umknęła do sadu pod pretekstem zbierania truskawek na podwieczorek. Pani Joanna odprowadziła ją oczyma; gdy znikła, westchnęła, mówiąc do małżonka:
- Co z tej naszej Bronki będzie dalej? Nie interesuje się zgoła żadnym zajęciem, tylko spacery, książki i "pustota".
- A co ty chcesz od niej, panie!? Czy żeby roboty Magdaleny odrabiała? Niech sobie używa dziecko swobody dopóki - panie - jest przy rodzicach, nie ma męża ani dzieci.
- Właśnie o to chodzi, że jeszcze nie ma męża. Żebyś ty Antoni był rozumnym ojcem jak inni, przekonałbyś ją aby wyszła za mąż za Daugirda. Taki bogacz! Złote jabłko zrobiłby z Pogelind i chociaż raz mielibyśmy odpoczynek i spokojną starość. Skończyłyby się te dzierżawy i wszystkie zgryzoty.
- Za bardzo kocham moją córkę, żebym ją zmuszał czy namawiał na zamążpójście bez żadnej miłości. Ty -panie - masz dwie córki i syna z pierwszego małżeństwa, tam kładziesz połowę serca, a ja - panie - mam ją jedną-jedyną i ona dla mnie jest wszystkim na świecie! Ja pragnę jej szczęścia, a nie łez.
- Gdy starszych córek ja byłam jedyną opiekunką, potrafiłam ich życiem pokierować. Czy Marylka i Wandzia źle wyszły zamąż? Też bez miłości -za moją namową.
- Marylka, tak... Ale Wandzia! ...Bronia na pewno nie wyszłaby zamąż za takiego jak mąż Wandzi. Cóż on - panie - przedstawiał przed wojną w ziemiańskich kołach: "hreczkosiej" na 84 hektarach z wypłatą posagów dla pięciu sióstr, przytem zrzęda i skąpy, w dodatku głuchawy. Bronia takiego dostanie i za lat 10.
- Nie poniżaj tak Pawełka. Chociaż on posiada tylko 84 hektarów, ale mająteczek ładny, ziemia pierwszego gatunku, a on sam przystojny, solidny i z uniwersyteckim wykształceniem.
- Ale Wandzia go nie kochała, po zamążpójściu omal nie dostała melancholii.
- Doczekała się dzieci i przeszła melancholia. Taka choroba to z bezczynności. Teraz przywiązała się do męża i czuje się nastrojowo dobrze, a dzieci wypełniają jej dnie powszedniego życia. Ma dostatek, spokój i cel. Miłość to mrzonki, dobre w romansach lub dla rozpróżnowanych damulek. Grunt to pieniądz. Ja za ciebie wyszłam zamąż z miłości i cóż z tego! Jeno hary, troski i zgryzoty. A jak byłam żoną Ongiza, za którego wyszłam zamąż jedynie dla jego fortuny i tytułu pułkownika, byłam wtedy panią "całą gębą". Nie wiedziałam, że...
- Tak, Tak! Wiem o tym...I dość - panie - tego trajkotania! Zostaw mię w spokoju i nie dokuczaj Broni z tym zamążpójściem, ma jeszcze dużo czasu na to. Twoja Marylka miała lat 23, gdy wyszła zamąż, a Wandzia 27. Bronia - panie - ma tylko 20 i "nie ma czego" ją ukuwać w to jarzmo małżeńskie. Od twoich starszych córek jest - panie - bystrzejsza i ponętniejsza. Jeżeli one nie pozostały starymi pannami lecz powychodziły zamąż dobrze, jak to - panie - twierdzisz sama, to tymbardziej Bronia znajdzie sobie odpowiednią "partię". No i odejdź sobie, daj mi czytać w spokoju.

 Ale Pani Joanny nie tak łatwo było się pozbyć, gdy wpadła na swoje tematy. Ciągnęła dalej swym cichym monotonnym głosem:
- Widzisz, Marylka i Wandzia były co innego, miały opinię panien poważnych i solidnych. A Bronia, chociaż masz dla niej majątek, ale wiesz jakie warunki tego majątku... Panicz z dobrej ziemiańskiej fortuny nie zechce włazić w te tarapaty pogelindowskie. Żeby kto chciał do jakiej pięknej posiadłości Bronkę wprowadzić, na to liczyć nie można, gdyż nieszczególną ma opinię; uważaną jest za ekscentryczną, narwaną i próżniaczkę. Dlatego...
- No, czy ty nie dasz mi spokoju z tym ględzeniem!?Chcesz - panie - wypędzić mię z mojej ławki, bo już nie wytrzymam!...

 Chyba ta pogawędka Pani Joanny z małżonkiem zakończyłaby się sprzeczką, gdyby nie przyszła Bronka z koszykiem truskawek, wołając:
- Papusiu, Mamusiu na podwieczorek truskawkowy. O, jakie już śliczne, dojrzałe!
- Ty moje dziecko - przyrządź mnie truskawki w głębokim talerzu, z cukrem i śmietanką.
- Dobrze, dobrze, Papunieczku. - Pocałowała ojca i pobiegła z koszykiem truskawek do pokoju.
- Jakie to miłe, kochane, dobre dziecko! - Zachwycał się ojciec jedynaczką.
- Tak, ona ma więcej wdzięku i kobiecej finezji od Marylki i Wandzi. Tamte były bardzo prawe i sztywne. Szkoda że jej brak taktu i rozsądku. Żeby tak kierowała się więcej rozumem, a mniej sentymentem, byłaby żoną P. Syrutowicza. To taka świetna partia! Pałacowy człowiek na 500 hektarach, własna fabryka papieru, a jaki elegancki, inteligentny! Pan w pełnym znaczeniu tego słowa. I takim człowiekiem wzgardziła jedynie dlatego, że od niej o 25 lat starszy. A przecież mój pierwszy mąż starszym był ode mnie o lat 40 kilka i czy źle mi z nim było? Ślicznie! A to głupiadełko dla takiej bagateli taką partię - jedną z najlepszych w Litwie przefaj...I to przez ciebie, bo nie umiesz wychowywać córkę. Nie starasz się wcale wpłynąć na jej rozsądek. Marzysz o zjęciu Polaku i szlachcicu-ziemianinie, a wszystkich kandydatów do ręki córki - Polaków "puszczacie w trąbę". I taki będzie Bronki los, że wyjdzie zamąż za Litwina, jakiego urzędnika czy oficera - zobaczysz!
- Milczeć! Psiakrew! - Huknął wreszcie Pan Antoni, wyprowadzony z granic cierpliwości.
- Stary bałwan! - Obruszyła się Pani Joanna oddalając się szybko.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

 W jadalnym pokoju przy dużym czworokątnym stole zakrytym ceratą Mamusia i Bronka oglądały żurnal nowych mód paryskich.
- Fe! - Mówiła Pani Joanna. - Co to za obrzydliwe teraz mody: bez żadnego wcięcia w pasku jak u kobiet ciężarnych, krótkie sukienki ledwo zakrywające kolana. Jak to karykaturalnie wygląda panna ze zbyt grubymi łydkami, lub nieproporcjonalnie chudemi.
Bronka roześmiała się.
- A ja bardzo lubię krótkie sukienki - młodzieńczo, powiewnie. Moje łydki ładne, nie będę wyglądać jak karykatura. Więc jutro jadę do Kłajpedy kupić sobie dwie nowe sukienki - jedną seladynową do koloru moich oczu, drugą - biały muślin i do tego tunikę z czerwonej gazy.
- Po co tobie aż dwie nowe suknie. Przecież Wandzia podarowała dwie śliczne balowe, które wspaniale można przerobić wedle obecnej mody i będziesz elegancką miała tualetę. Masz też jeszcze dobrutką sukienkę białą, kupioną w zeszłym roku. Moją gazę ze ślubnego welonu przerobimy na te długie po bokach skrzydła przy zeszłorocznej sukni białej. Będzie elegancko i modnie. Tuniki - jak widzisz na żurnalu, wyszły już z mody. Ta czerwoność niepotrzebna - zbytnia jaskrawość.
 Pani Joanna była wyjątkowo pomysłową w przerabianiu starych sukien na nowomodne. Ubierała najmłodszą córkę w suknie starsze od niej, jeszcze z zapasów własnej młodości lub sprezentowane od przyrodnich sióstr, ale tak gustownie i umiejętnie były przerabiane, że starzyzny niktby się nie domyślił.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

 Nareszcie przyszedł dzień 30 czerwca, tak oczekiwany dla Bronki wyjazd do Połągi. Tam tylko 24 km z Pogelind. Dzierżawca parokonnym wozem drabiniastym wiezie niezbędne rzeczy: łóżko, otomanę, stolik, szafkę, kilka krzeseł, trochę naczyń, pościel, kozę i siano dla kozy. Mleko codziennie kupować zadrogoby kosztowało, a kózka ze świeżym mlekiem daje 6 litrów mleka dziennie, gdy dobrze dopatrzona. Trzy litry będą dla nich, jeden gosposi za doglądanie kozy, dwa na sprzedaż. Kozie mleko droższe przecież od krowiego, jako lecznicze.
 Wiozą też całą skrzynię zapasów wiktualnych: garnek masła, słoninę wędzoną, jaja, szynkę, kiełbasy, półgęski wędzone, sery, miód, domową  marmoladę, konfitury, suszone śliwki, gruszki i jabłka z własnego sadu, kaszę jęczmienną, groch, fasolę, kartofle, mąkę, bułki domowe i pierniki, chleb razowy, a nawet kilka butelek domowego wina dla spodziewanych podczas sezonu gości. Pani Joanna była bardzo zapobiegliwa i oszczędna, lubiła zawsze zapasy konsumpcyjne, czy w podróży czy w sezonie. Mając tyle własnych produktów gospodarskich po co ponosić liczne wydatki na sklepy spożywcze.
 Bronka z Mamusią pojadą drabiaczkiem żółtomalowanym, do którego zaprzężona piękna Herolinga.
Już blisko godzinę siedzi Bronka w drabiaczku, ubrana w płaszcz podróżny z białego płótna domowego i nie może doczekać Mamusi, która zanim dojdzie do wózka po kilka razy jeszcze zawróci, coś nowego przypominając sobie dla zleceń gospodarskich małżonkowi i pomocnicy domowej Magdalenie. To poczciwa, kochana Mamusia! Ona była psczółką pracowitą całego domu: zapobiegliwa, gospodarna, zawsze czynna.

 Bronka bardzo lubi tę drogę z Pogelind do Połągi - taka malownicza! Tylko pszykrzy dopóki do Dorbian się dojedzie. Chociaż droga prowadzi przez wspaniały bór iglasty, ale kopki piasek lub błoto niewysychające nawet latem.
Dorbiany to niewielkie miasteczko gminne położone pośród przepięknych i zdrowotnych lasów sosnowych. Przedtem była to właśność hrabiów Tyszkiewiczów, a w r. 1919 upaństwowiona.
Z Dorbian do Połągi 18 kilometrów dobrym jak na Żemajtiję gościńcem. Ta droga białym wężem wije się pośród pół uprawnych, łąk zielonych, gajów kwiecistych i wiosek zadrzewionych jak park. Żemajtisy kochają drzewa i gdy dom budują wpierw dokoła fundamentu sadzą i dlatego wsie Żmudzkie są pełne drzew i kwiatów.
Bronka lubuje się obrazami okolic mijanych i pieści się wspomnieniami, których tyle się wiąże z tą drogą jeszcze z czasokresu dzieciństwa, gdy przyjeżdżała z Polski starsza siostra przyrodnia, Marylka i zabierała ją zawsze dla towarzystwa córeczki swojej, Janki, która była rówieśnicą i przyjaciółką najmilszą Bronki.
A potem ten sezon letni w Połądze w 1921 roku - jakie miłe dał wrażenia, ile niespodzianek! ... A co to lato - 1922 r. przyniesie?? Oczywiście nowe niespodzianki, nowe wrażenia, romantyczne przygody (?) A może?... Może znajdzie męża (?)...Albo jakiś nowy, ciekawy On...(?) Ktoś... Który balladę marzeń zmieni w rzeczywistość... (?)
I marzy Bronka... Śni na jawie... A głos Mamusi frasobliwej o jutro i przyszłość córki brzęczy monotonnie i nieprzerwanie.

- Uważasz Bronia - kieruj się przede wszystkim rozsądkiem. Masz na ukończeniu 21 rok czyli jesteś już pełnoletnia. Dlatego staraj się być rozumną, "nie łap wiatry", nie baw się w "pustotę" - jak to lubisz. Musisz rozważnie - uważasz - zastanowić się nad życiem, to jest - nad własną przyszłością. Jasnym ci jest, że Pogelindy dogorywają, a to przecież był nasz jedyny - ostatnia rękojmia życia naszego. Papo już zupełnie zestarzał ... i zdziecinniał. Widzisz, nie może już zajmować się i nie chce pracą lekarską, nie ma sił na wyjazdy do chorych, doktorów naokoło pełno. Do Papy przyjedzie przez miesiąc paru tylko pacjentów. Dzierżawcy coraz więcej pustoszą nasz majątek i obniżają opłaty. Orty (1) spadają gwałtownie, chyba na jesieni będzie dewaluacja. A Papę nie można przekonać, żeby tych kilkadziesiąt tysięcy nie trzymał w garści lecz puścił w jakiś obrót. Uparty on i skąpy, a do jakichś przedsiębiorstw czy spekulacji - jak ślepy do kolorów. Więc widzisz córunia -chylimy się nad przepaścią. Dwie nam pozostały drogi ratunkowe: kupiec na Pogelindy lub  zamożny, energiczny zięć. Z tymi kupcami widzisz jak trudno: dolarami nie chcą płacić, a za orty nie możemy przecież sprzedawać, gdy są walutą ginącą. Ostatnia ścieżka wyjściowa z niedoli, twoje zamążpójście. W Połądze - jak sama dowodziłaś - najlepsza okazja żeby znaleźć "odpowiednią partię". Tam w czasie sezonu zjazd z całej Litwy. W zeszłym sezonie chciało się tobie tylko bawić, tańczyć, zajęta byłaś jeno łapaniem chwil. A teraz odrzuć "pustoty", patrz "seraznie" i staraj się o podtrzymanie znajomości z mężczyznami, którzy przedstawiają filar bytu, a na te niemądre, puste flirty machnij ręką. Od ciebie teraz głównie zależy, aby usunąć beznadziejność jutra naszego, zabezpieczyć majątek i starość rodziców oraz zapewnić sobie fundamentalną przyszłość.

 Bronka umiała słuchać, a nie słyszeć. Tego tematu oracje mamusine tak jej były znane, tak oklepane, że nie czyniły na niej żadnego wrażenia. Ona wie, że musi znaleźć bogatego męża, gdyż  tego wymagają ich smutne warunki majątkowe, chociaż ten majątek posiadał 120 hektarów i niepodlegał agrarnej reformie. Ale wszyscy troje byli niedołężni gdzie chodziło o organizację życia pracą i energią. Lecz w danej chwili - tej tak miłej i malowniczej pojazdce do Połągi, z tą słodką nadzieją przyjemności różnych i wrażeń sezonowych, Bronka odpychała od siebie to widmo męża-bogacza dla podstawy bytu, a bujała na skrzydłach marzeń o Tym... Który otworzy jej podwoje do czaru życia przez miłość (?)

 Już mijają ostatni bór, który ciągnie się 8 km. Gdy się wyjeżdża z tego boru uderza wzrok od strony zachodniej bezmiar stalowo-szafirowych wód - to Bałtyk nasz kochany!
Połąga ma chyba najpiękniejsze położenie z całego wybrzeża Bałtyckiego, jak ono długie jest i szerokie. Dlatego właściciela tego miasteczka hrabiego Tyszkiewicza Feliksa było marzeniem zrobić z Połągi nadbałtycką Niceę. Upiększał, stylizował, założył parki, zbudował teatr letni, wspaniały kurhauz, piękne wille, odnowił molo. Miliony położył w tym celu.

Kurhauz w 1925 r. (Fot. z wystawy przy odbudowanym kurhauzie)

Do wojny światowej 1914 roku roku coraz większe Połąga miała wzięcie jako kurort. Przedewszystkiem Połągę kochali Polacy. Zjazd polskiej inteligencji był ze wszystkich miast europejskich. I może hr. Tyszkiewicz osiągnąłby swój cel w utworzeniu z Połągi światową riwierę nadbałtycką, gdyby o kilka lat później wybuchła wojna. Po wojnie rozbrat polityczny między Litwą a Polską oraz agrarna reforma zniweczyły te szerokie plany.

Willa "Morskie Oko", w której miał mieszkać hr. Tyszkiewicz

 Mamusia z Bronką jechały przez miasteczko Połągowskie 3 km zanim się zatrzymały przed najętym dla siebie mieszkaniem. To szary, niski domek wyłania się z bukietu ogródków i tuli się omszałą strzechą do prastarych lip i klonów. Okna jego prawie nikną w powodzi różnobarwnych kwiatów, wśród których dominują róże. Ten domek jest wiekopomną pamiątką Połągi. W nim spędzał kiedyś letnie wakacje nasz wielki poeta Adam Mickiewicz. Oto, pod rozłożystą półspróchniałą lipą stoi stół kamienny, przy którym opiewał piękność Litwy i jej historie bogate w legendy i baśnie. A od ulicy, przy lewym skrzydle domku widać pod grubym szkłem złocony postument jego, żeby każdy wiedział iż ten skromny stary domek był zaszczycony tego słynnego piewcy ludu, którego twórczość i wspomnienia zarówno drogie są Litwinom jak i Polakom. Domek ów nosił nazwę "Domek Mickiewicza".


Domek Mickiewicza. Grafika wisząca w aptece przy ul. Vytauto


Apteka przy ul. Vytauto od strony podwórka. Prawdopodobnie to jest
właśnie Domek Mickiewicza (lipiec 2015)

Bronka z Mamusią miały pokój z dwoma oknami na wschód od ulicy, a jednym na południe, od cienistego sadu.
 Dużo będą miały roboty z rozpakowaniem wszystkich rzeczy i uporządkowaniem po swojemu mieszkania. Pomaga im stróżka tego domu, Monika. Jutro już będzie i dosłownie - jak to dziś nazywają - "wczasy".
----------
Przypisy
(1) Orty - waluta pruska, wprowadzona po I Wojnie Światowej.

niedziela, 8 kwietnia 2012

Część I Rapsodia uczuć Rodział I Bronka


   Wonny, rozsłoneczniony, w szmaragdach zieleni i bieli kwiatów maj. Przeróżną melodią głosów śpiewają ptaszęta, brzęczą żuki, cykają koniki polne, rechoczą żaby, unoszą się barwne motyle. Nad ruczajem płynącym krętym łożyskiem wśród kalin, głogów, brzóz i olszyny, rozbrzmiewają chóralne trele słowicze. A słońce z lazurów nieba śmieje się do swej oblubienicy Ziemi i złoci ją cudnie promieniami.
  Bronka idzie polną dróżką pomiędzy jeziorem i niwą. Ma bujne włosy o trzech kolorach: kasztanu, brązu i miedzi, spadające w zwichrzonych kędziorkach na czoło i boki twarzy: oczy seladynowe kształtu migdałów ocienione czarnymi rzęsami i z silnym rysunkiem ciemnych brwi. Więcej jak średniego wzrostu, przepysznie zbudowana.
  Sukienka z domowego płótna białego, szeroko wycięta w ramionach, gorsie i plecach. Nogi bose, ręce do ramion obnażone. Przed nią biegnie popielata w czarne łatki taksica, z żółtymi łapkami i białym podgardlem.
  Przy tej polnej drodze na skraju lasu nad jeziorem leży ogromny kamień omszały, otoczony grupą starych brzóz. Ten kamień to ulubione miejsce odpoczynku i dumań Bronki. I teraz usadowiła się na nim wygodnie w pół-leżącej pozie z wierną psiną przy nogach i podparłszy głowę na ręce, patrzyła przed siebie w zadumie.
  U stóp jej roztacza się jezioro mieniące się szafirem, srebrem i złotem, odzwierciedlając malowniczo swe brzegi. Na tle wysokich jakby gaj wodny trzcin, w niewielkiej czarno pomalowanej łódce siedzi z wędką staruszek białobrody w siwej polskiej czamarze i słomianej panamie. To ojciec Bronki Antoni.
  Po tamtej stronie jeziora stoi na wzgórzu dworek szlachecki pośród starych drzew i z dużym sadem bielejącym majowym kwieciem. Za Bronką od wschodu ciągną się uprawne pola z małymi gaikami i grupami drzew. A od południa zielona dolina przecięta srebrną wstęgą rzeczki Gelindy. Ten ruczaj przepływa to jezioro i niesie kryształowe swoje wody do pobliskiej rzeki Akmeny. Od północy ciemnieje ogromny bór sosnowy, szumiący smętnie i tajemniczo.
  Spogląda Bronka na te cuda majowej przyrody, na te zieleni, kwiaty i błękity - na ten świat promieniejący radością życia, patrzy i duma.
  "Czar i oś życia świata całego jest miłość. Tchnie tą miłością przyroda wszelka. Ziemia jest oblubienicą słońca. Wiosna - maj i czerwiec to żar największej miłości słońca ku ziemi. Pieści, całuje i tuli ją promieniami swymi. Wówczas przyroda jest najpiękniejsza i ewoluje radością życia. Miłość wzywają kukułki i wszystkie ptaszęta. Do miłości otwierają się kwiatów kielichy. Miłość rozmnaża ludzkość i wszelkie żyjące stworzenia.
  Bóg przez miłość stworzył człowieka obdarzając go intelektem od wszystkich istot ziemskich najwyższym rozumem, aby ten człowiek rozumiał piękno świata, kochał ten świat i uwielbiał Boga - Stworzyciela. A Chrystus? - Przecież to upostaciowione miłosierdzie Boskie, ale nie przyszedł z obłoków, lecz łona Panny Maryi, która przez swą niezwykłą miłość do Boga stała się godną być matką Syna Bożego.
  Polityka, idea, literatura, sztuka, nauka - tworzą wtedy geniuszów, gdy wielkie uczucia są pobudką".

A ona?! ... Już za cztery miesiące skończy 21 rok, a jeszcze nie przeżyła czaru miłości, chociaż powodzenie u młodzieży ma chyba największe z wszystkich panien w Żemajtiji. Powiadają mężczyźni, że nie tylko jest ładna, lecz i ciekawsza od innych bujną fantaziją.
- Cóż z tego?! - Nie ma jednakże takiego któregoby mogła pokochać. Wszyscy jacyś szablonowi, przeciętni, pospolici, tak jeden do drugiego podobni psychicznie! Jej ukochany jest tylko mitem fantazji. Tego kochanka w marzeniu kocha namiętnie, nostalgicznie. Układa o nim wiersze i pieśni. Teraz od niejakiegoś czasu coraz więcej zaczyna ją nudzić ten kochanek - mara. Ona pragnie miłości w życiu rzeczywistym. I pod naciskiem tęsknoty za tym czarem uczuć, który miłością zowiemy zaczęła improwizować wiersz:

"O! Miłości! Miłości! Ty cudna!
Z mych marzeń promiennych wyśniona!
Ty jak tęcza barwami złudna!
Przyjdź do mnie! Dusza spragniona
Na skrzydłach tęsknoty ku tobie mknie...

O! Przyjdź do mnie w noc gwiaździstą,
Z cichym zefiru powiewem,
z tą mgłą ulotną srebrzystą
i słodkim słowika śpiewem.
Miłości, miłości! Przyjdź - ucałuj mnie!

I porwij w swoje ramiona
istotę mą tęskną, marzącą
i przytul do swego łona
śpiewaj poezją pieśń tchnącą!
Niech mię - ach nieś! - w ten złudzeń kraj...

Ty unieś mię w ten czarowny
świat marzeń, złud, ideału!...
W ten kraj ducha tak cudowny,
poezji rozkoszy i szału-
w ten niby z bajki zaklęty raj!...

  A jak zrealizować to marzenie, gdy horyzont jej życia zamyka się  jeno w kilku powiatach Żemajtiji? Och! Świat... Podróże... Zagranice!... Niestety! Nie ma na to środków materialnych.
Żeby tak być artystką, najciekawszą młodzież miałaby u stóp swoich, a ileż wrażeń, triumfu, sławy, blasku!...
  Artystką być sceniczną - to nudne, zależność od dyrektora, stałe miejsce przy jakimś teatrze, wielka rywalizacja. Ale być śpiewaczką koncertową, artystką filmową lub baletnicą, wtedy swoboda, podróże i życie!...
  Zerwała się z kamienia, pomknęła za ścianę gąszczu nadbrzeżnego, żeby ojciec z łódki nie widział co robi i nucąc walca jęła tańczyć wykonując różne ruchy plastyczne. Łąka zamieniła się na estradę, grupy drzew na zachwyconą publiczność. Tańczy i tańczy, nucąc różne walcowe melodie. A Tina biega za nią podskakując z radosnym szczekaniem, domyślając się, że młoda jej pani bawi się. Artystka - baletnica - to jej najgorętszym było marzeniem, ale konserwatywny ojciec nawet mówić o tym nie chciał, twierdząc iż wszystkie artystki sceniczne "to dominantki złotej młodzieży".
  Tupot kopyt końskich. Klacz czerwonokasztanowata z bujną, czarną grzywą, czarnym, długim ogonem i białą strzałką na czole małej główki zarżała przy niej.

- Herolingo moja, a ty jak się tu dostałaś?! O, zwolniłaś się z pętów! To mi historia!! - Przez ciebie muszę wracać do domu, aby acannę zaprowadzić do sadu, bo tu pójdziesz do boru i zginiesz.

  Głaszcze piękną głowę ulubionej klaczy, klepie szyję w łuk wygiętą.
Przecież ta klacz to jej wychowanka. Bronka miała 10 lat, gdy Herolinga z łona matki wyjrzała na świat Boży. Papa wtedy powiedział, że to źrebię jest jej własnością, niech wyhoduje sobie. Bronka całemi godzinami bawiła się z małą Herolingą: nosiła jej owoce, chleb, bułki, cukier. Klaczka tak znała swoją młodziutką wychowawczynię, że biegła z daleka na jej spotkanie rżąc radośnie i znała imię swoje jak pies. I teraz Bronka jest jej opiekunką i karmicielką. Sama ją czyści, czesze, kąpie, zaprzęga i odprzęga, bo ojciec Bronki majątek wydzierżawił i wobec tego nie mają żadnej czeladzi oprócz jednej pomocy domowej, która służy u nich 30 lat.
  Za swoją tkliwą opiekę ma Bronka w Herolindze świetnego wierzchowca do konnej jazdy, a to jej sport ulubiony, jako amazonka słynie w Żemajtiji.
- Co teraz z nią robić, że się zwolniła z pęt i w dodatku te pęta zgubiła?
  Bronce nie chce się wracać do domu dla spętania Herolingi, teraz to ta pora dnia, w które odbywa dalekie przechadzki. A te długie samotne spacery to drugie życie Bronki. Ona ma dwa światy: realny i fantastyczny. Właśnie, błądząc jedna pośród malowniczej i melancholijnej przyrody swoich Pogelind, buja w tym świecie drugim - świecie bujnej fantazji. To jest jej nałogowa namiętność rozbujała jeszcze z dziecinnych lat. Będąc dzieckiem biegała po polach i opowiadała sobie niezliczone bajki wysnute z własnej mózgownicy. Książki, pamiętniki, spacery i Herolinga - oto robota jej dnia powszedniego. Nawet jej pończoszki czy bieliznę reperowały służebnica Magdalena lub Mamusia. Wyręczała tylko ojca w załatwianiu spraw z urzędami i od czasu do czasu objeżdżała konno las swój uzbrojona w broń palną. Za ten nadzór lasu Papo jej płacił pobory gajowego.
  Teraz Bronka myśli chwilę jak poradzić z tą pętą zgubioną, żeby nie wracać do domu.
- Już, mam! ... Zawołała do siebie głośno.
  Ściągnęła z ud płócienne majteczki, zwinęła je w pytkę i szybko, umiejętnie spętała przednie nogi klaczy. Potem zagłębiła się w las cienistą, wąską drogą.

Krótki wstęp autorki



"Wspomnienia to raj z którego wygnać człowieka nie może nawet anioł mieczem ognistym".
Mam pamiętników 73 zeszytów 100-stronicowych, gdzie notowałam wspomnienia moje: przeżycia własne, spostrzeżenia, obserwacje i ciekawsze wydarzenia z przeżyć moich znajomych. Właśnie, z tych pamiętników czerpałam tematy do tej powieści. Wszystkie postacie są tu identyczne, dobrze mi znajome, każdy rozdział oparty na fakcie realnym. Pozmieniałam tylko nazwiska lub wcale nie wymieniam i nazwę paru okolic z któremi wiąże się życie opisywanych osób.

Mąż Bronisławy, Michał (?) Wołłowicz

Bronisława z matką Wandą i synkiem Zbigniewem
Bohater tej powieści ze swą komplikacją psychiczną, szeroką fantazją, niezwykłym sex-apilem i przeżyciami był jednym z najbardziej indywidualnych i ciekawych typów, jakich spotkałam w moim bujnym i wędrownym życiu. Interesował bardzo wszystkich w życiu realnym, więc spodziewam się, że i w powieści będzie zaciekawiał czytelników, a mianowicie czytelniczki.
Kilka fragmentów może trąci trochę pornografiją, musiałam te obrazki pisać bez osłonek, dla uwydatnienia finezji seksualnej tego mężczyzny-demona.
Chyba jeszcze i to doda zainteresowania czytelnikom, że treść mojej powieści  rozgrywa się na tle życia litewskiego. Nasi literaci tyle napisali i piszą o Ukrainie, Polesiu i Białorusi, a Litwa z czasokresu od pierwszej wojny do dnia dzisiejszego jest literaturze polskiej nie znana.
Ta kraina tak blisko sąsiadująca z nami i ze wspólną 500-letnią historią dziejów ojczystych, oraz posiadająca 200 000 Polaków powinna nasz naród interesować więcej niż dotychczas.

Bronisława Sakiel-Wołłowicz

 

B. Sakiel-Wołłowicz








Pogrzeb B Sakiel-Wołłowicz (1981 rok)







Pogrzeb B. Sakiel-Wołłowicz

Przedmowa



Krótki życiorys Bronisławy Sakiel-Wołłowicz

Piotr Dapkiewicz z Żegar, spadkobierca rękopisu powieści "Demon i One". Fot. MK
Autorka powieści „Demon i One” urodziła się w Sejnach, dnia 22 września 1901 roku. Jej rodzice byli – Wanda Ungierska i Antoni Sakiel. Matki to był drugi mąż i nazwiska panieńskiego nie doszłem. Z pierwszego małżeństwa miała syna Jana Ungierskiego, który po wypędzeniu Rosjan został pierwszym nauczycielem litewskiej szkoły w miejscowości Darbėnai (powiat Kretinga).
Antoni Sakiel był lekarzem i za udział w działalności antycarskiej był przysłany z dalekiej Żmudzi do Sejn, aby tu odbyć staż, po ukończeniu uniwersytetu w Tartu (Dorpat) (Estonia – przyp. MK). Po powrocie z Sejn zamieszkali w majątku żony Paežeriai (Pojeziorki) przy jeziorze Kašučiai, rejon Kretinga. Prowadząc majątek w Pojeziorkach zajmował się praktyką lekarską, lecząc okoliczną ludność. Prowadzenie gospodarstwa mu się nie wiodło, wobec tego w 1904 roku gospodarstwo wydzierżawił, w ten sposób zapobiegając reformie rolnej jaka nastąpiła w Litwie. Bronisława skończyła gimnazjum rosyjskie w Šauliai. Była ukochaną córką obu rodziców, może bardziej ojca, który po prostu ją rozpieszczał. W każde lato zawoził do kurortu w Połądze, aby tam znaleźć odpowiednią „partię” do zamążpójścia. Zresztą to opisuje w swoim romansie.
Wyszła za mąż za Michała Wołłowicza, byłego oficera polskiego, a po jego śmierci za jego stryjecznego brata, również Wołłowicza. Z pierwszego małżeństwa miała syna Zbigniewa, który zginął w II Wojnie Światowej, służąc jako ochotnik w I Armii Polskiej.
Bronisława po wojnie, jak wielu posiadaczy ziemskich dostała się do Polski i tu dostała zatrudnienie w zawodzie nauczyciela. Parę lat uczyła w Pawłówce (nie wiem, gdzie to jest). Po spaleniu się szkoły została przysłana do Żegar, aby tu przez rok uczyć „tumanów i krnąbrnych Dzuków”. Był to rok szkolny 1952/1953, najbardziej reżymowy okres stalinowski. Jednak potrafiła obejść cenzurę i np. lekcje historii uczyć po swoich zasadach.
Dwa tomy powieści „Demon i One” - to już drugi jej rękopis. Pierwszy spalił się w nieszczęsnym pożarze szkoły. Wobec tego z tym rękopisem nigdy się nie rozstawała. Po wyjściu z Żegar pojechała do Koszalińskiego Województwa, gdzie jak i ona, było dużo repatriantów z Litwy. Rękopis „Demon i One” przed śmiercią mi przekazała przez moją siostrę Marię z myślą, że go przetłumaczę na język litewski i wydam w formie książkowej. Ale już mi do tego brakuje czasu i funduszy. Zresztą sądzę, że w Polsce byłoby większe zainteresowanie życiem w przedwojennej Litwie. Autorka zmarła w Człuchowie koło Koszalina dnia 2 stycznia 1981 roku.


Żegary 23-III-2012 r.
Piotr Dapkiewicz (1939-2015)


Įžanga
,,Demonas ir jos” knygos autorė gimė Seinuose 1901 m. rugsėjo 22 d. Jos tėvai buvo – Vanda Ungierska ir Antanas Sakelis. Motinai tai buvo antras vyras ir jos mergautinės pavardės nesužinojau. Iš pirmos santuokos ji turėjo sūnų Joną Ungierskį, kuris po rusų pasitraukimo iš Lietuvos (per pirmą pasaulinį karą), buvo pirmos lietuviškos mokyklos Darbėnuose (Kretingos apskritis) mokytoju.
Antanas Sakelis buvo gydytoju ir už anticarinę veiklą iš tolimos Žemaitijos buvo atsiųstas į Seinus, kad čia atliktų stažuotę, po studijų Tartu (Dorpato) universitete Estijoje. Sugrįžęs iš Seinų apsigyveno žmonos ūkyje Paežeriuose, prie Kašučių ežero Kretingos rajone. Ūkininkaudamas Paežeriuose gydė aplinkinius gyventojus. Bet jam ūkininkavimas nesisekė, todėl 1904 metais dvaro žemes išnuomavo, todėl nenukentėjo per 1922 m.vykusią Žemės reformą Lietuvoje. Bronė baigė Šiaulių rusų gimnaziją (tada Lietuvoje gimnazijos buvo tik rusiškos). Tėvams ji buvo mylima dukra, ją ypač mylėjo ir lepino tėvas. Kiekvieną vasarą ji vykdavo į Palangą, kad ten būnant gal būt susirastų tinkamą kandidatą į vyrus. Tą ir aprašo savo rašytame romane. Ištekėjo ji už Mykolo Valavičiaus buvusio Lenkijos karininko, po jo mirties ištekėjo antrą kartą už jo pusbrolio irgi Valavičiaus. Iš pirmos santuokos turėjo sūnų Zbignievą, jis žuvo per II pasaulinį karą, kovojo kaip savanoris I Lenkijos Armijos (Kosciuškos vardo) sudėtyje. Ši armija dar buvo vadinama Armija Liudova, kuri buvo suformuota SSSR vadovybės.
Po karo Bronė, kaip ir daugelis kitų dvarponių persikėlė gyventi į Lenkiją, čia dirbo mokytoja. Du metus dirbo Pavluvkoje (nežinau, kur ši vietovė yra).Šioje mokykloje įvykus gaisrui, galbūt už bausmę, buvo atsiųsta į tolimus Žagarius, kad čia mokytų, kaip ji sakydavo „tamsius ir užsispyrusius Dzūkus”. Tai buvo 1952/1953 mokslo metai, žinomi dar ir iš to, kad tai buvo sunkiausi stalininio režimo metai.
Romanas „Demonas Ir Jos” tai jau jos antras rankraštis, pirmas sudegė minėtoje Pavluvkoje. Todėl su šiuo knygos rankraščiu niekada nesiskyrė, netgi važiuodama į mokytojų konferencijas. Po metų darbo Žagaruose išvažiavo į Košalino (Koszalin) vaivadiją, kur buvo daug repatrijantų iš Lietuvos. Bet vis tik pora atostogų praleido pas mus. Ypatingai ją pamilo mano motina Veronika, kuri uždraudė per jos pobūvį imti užmokestį.
Prieš mirtį ji rankraštį per mano seserį Mariją perdavė man, kad aš gal būt romaną išversiu į lietuvių kalbą ir išleisiu knygą. Bet man visada trūko laiko tą padaryti, o taip pat ir pinigų. Bet tikiu, kad Lenkijoje yra didelis susidomėjimas prieškarine Lietuva, jos žmonių gyvenimu. Todėl nusprendžiau šią knygą internetiniu būdu išleisti lenkų kalba (ji ir buvo parašyta lenkiškai), siekdamas kad tas rankraštis nepražūtų ir būtų prieinamas ir tiems skaitytojams Lietuvoje, kurie moka lenkų kalbą.
Autorė mirė Čluchove (Czluchow) ties Košalinu 1981 m. sausio 2 d.
Žagariai 2012 m.kovo 23    
                      Petras Dapkevičius(1939-2015)