Strona tytułowa rękopisu |
Znika wiosna mego życia i rój marzeń świetlanych z niej... Długo, długo z dziecinnych prawie lat drugiem mem życiem, jego szczęście i poezja to były moje marzenia... Rzeczywistość, szara, posępna, bezbarwna rzeczywistość ciążyła jak zmora nade mną, dając mi tylko gorycz, łzy i rozczarowanie - czułam apatię do niej i nudę, ta moja tęsknica, takim ciężarem przytłaczająca duszę znajdowała ciche ukojenie tylko w marzeniach...
Wówczas mój duch unosił się hen! tam nad poziomy, w tę dal błękitną abstrakcji - i bujał jak lazurowy ptak w tęczowych krainach fantazji, z dala od tej ponurej życiowej prozy... Wtedy na chwilę zapominałam smutnej swej doli, zmarnowanej młodości, zwichrzonych nadziei - chodząc samotna wśród łanów, lub lasów snułam przędzę marzeń, nigdy nie ziszczonych, ani też zastanawiając się nad tem, jak one są dla mnie dościgłe, pono bajką dla wyobraźni.
Ta bolesna tęsknica niosąca mnie w abstrakcje tak uciskać zaczęła mój duch, że zapragnął ujścia - i znalazł je w poezji. Określałam je w wierszach mdłych, pozbawionych górnolotnego stylu, tej wdzięcznej harmonii barwnych wyrazów, lecz miałam w sobie dumę poetki, w głębi duszy nosiłam dla siebie ten zaszczytny tytuł i wyobrażałam sobie, że czasem dorównam może naszym wieszczkom. W późniejszym czasie przekonałam się, że jestem tylko wierszokletką i nie miałam danych, ani kwalifikacji, ni też męstwa i wytrwałości dążąc do szczeblu romantyzmu.
Bawiłam się jeszcze w wierszoklectwo - słowa poezji wychodzące spod mego pióra były tylko smutną skargą mej duszy. I coraz rzadziej zaczęło mię nawiedzać natchnienie nim zupełnie zamarło.
Już drugi rok jak nie piszę i nie doznaję z tego powodu jakiegoś smutku, lub tęsknoty po tem zamarłem natchnieniu. To dowodzi, że nie mam w sobie duchu artystycznego, jestem tylko sentymentalna marzycielka - która szczęście i cel życia widzi tylko w miłości. Jej tęsknica, porywy ducha, smutek niczem niewytłumaczony ma źródło w pragnieniu miłości. I ja tęskniłam, marzyłam, dręczyło mię ciągłe pragnienie czegoś niedościgłego....
Dziś jestem na schyłku dziewiczych lat. Spotkałam człowieka, którego obrałam na dozgonnego towarzysza życia mego, jutro postępuję z nim w stan małżeński... A więc nowa era dla mnie się otwiera, co mię wskaże inną drogę życia: drogę obowiązku, pracy i troski. Zstępuję w prozę najbardziej realną, ale przeznaczeniem każdej kobiety będącą - i muszę zagrzebać wszystkie fantazje mych marzeń, pogodzić się z tym losem mi danym od Boga, a ten zbiór mej improwizacji wierszyków, któremi natchnęły mię smutek, tęsknota lub bujna wyobraźnia (ta ostatnia najczęściej) upamiętnią wieczyście w tej książce zeszytowej - niech będzie dozgonną pamiątką moją ta cicha spowiedź mej duszy.
Bronisława Sakielanka
1924 roku
Na wodzie
Barkarola (1918 r.)
Znikło słońce w tęczy chmur,
Szumi pieśń wieczorną bór,
Żabi mu wtóruje chór,
A ptaszęta dzień żegnają,
Rzewnie wdzięczny hymn śpiewają;
Hej! Popłynę zaraz w dal,
Wśród jeziora sennych fal...
Na lazurach gaśnie już
Roztopiony w złocie róż,
Tych wieczornych cudnych zórz;
Mgły, co duchów postać mają,
Cichy pląs swój zaczynają,
A ma łódka płynie w dal
Wśród jeziora srebrnych fal.
Po szafirach księżyc mknie,
Swe liliowe blaski śle,
Pogrążona ziemia w śnie,
Pieśń słowiki swą trelują,
Rybki w falach wód figlują,
A ma łódka płynie w dal
Wśród jeziora srebrnych fal.
Ucichł wszelki dzienny gwar,
Świat ten objął nocny czar.
Czas już spłynął duchów, mar...
Gwiazdy drgają niezliczone,
Promieniami roziskrzone.
A ma łódka płynie w dal
Wśród jeziora cichych fal...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz